Wydrukuj tę stronę

28.05.2008 - Czy Chrystus jest odwiecznym Tao? - cz. I

Wstęp

Dzisiejszy świat choruje na szaleństwo synkretyzmu religijnego. Szaleństwo to objawia się przede wszystkim w uporczywych próbach wykazania, że Prawda Boża tożsama jest z prawdą „ludzką”, tzn. z prawdą opartą na fakcie egzystencji człowieka oraz na prawach natury, z których wciąż biorą początek rozmaite nurty filozoficzne i religijne. Synkretyzm powiada nam, że Prawda dostępna jest zawsze i wszędzie, że każdy człowiek ma do niej dostęp bez względu na czas, miejsce, system wierzeń czy rodzaj filozofii. Wystarczy, aby mieć w sobie wystarczająco stanowcze i silne umiłowanie mądrości, a ścieżka, czy też droga, którą się kroczy ma znaczenie drugorzędne, bo wszystkie drogi praktycznie prowadzą do tego samego celu, czyli do poznania prawdy, inaczej mówiąc boga, który musi być przecież rzeczywistością uniwersalną, absolutem, takim samym dla każdego człowieka. A więc wszelkie ścieżki poważnych i uczciwych poszukiwań mistycznych, czy też intelektualnych, muszą zejść się w jednym punkcie, który jest właśnie celem ich wszystkich. Zauważmy, że ten cel nie zawsze nazywany jest bogiem, w wersji dla ateistów często nazywany jest iluminacją, oświeceniem, osiągnięciem wyzwolenia itp. ale to nie przeszkadza w powszechnej wierze, że „to wszystko oznacza jedno i to samo”.

Jednak w Piśmie Świętym synkretyzm, rozumiany jako równoważność wielu tradycji religijnych, nazywany jest nierządem i obrzydliwością w oczach Boga. Wynika to z bardzo wielu tekstów, na przykład z Księgi Wyjścia: Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Bóg ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym. Nie będziesz zawierał przymierzy z mieszkańcami tego kraju, aby, gdy będą uprawiać nierząd z bogami obcymi i składać ofiary bogom swoim, nie zaprosili cię do spożywania z ich ofiary. A także nie możesz brać ich córek za żony dla swych synów, aby one, uprawiając nierząd z obcymi bogami, nie przywiodły twoich synów do nierządu z bogami obcymi (Wyj 34:15,16). W Księdze Kapłańskiej takie mamy przykazanie dane Izraelowi: Odtąd nie będą składać ofiar demonom, z którymi uprawiali nierząd. Będzie to dla nich ustawa wieczysta dla ich pokoleń (Kpł 17:7). Obrzydliwy nierząd można uprawiać nie tylko z obcymi bogami, ale nawet z ludźmi zajmującymi się rzeczami zakazanymi przez Boga: Także przeciwko każdemu, kto się zwróci do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać z nimi nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu (Kpł 20:6). Jak słyszeliśmy Bóg Izraela mówi często o sobie, że jest Bogiem zazdrosnym, określenia tego użył nawet w drugim przykazaniu: Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą (Wy 20:3-5).

Już na pierwszy rzut oka widzimy, że synkretyzmu religijnego nie da się pogodzić z nauką Pisma Świętego, gdyż podążanie inną drogą niż ta objawiona w Piśmie Świętym jest wyrazem nieprzyjaźni z Bogiem, a nawet nienawiści do Niego. Jednak mimo tak jasnej i prostej nauki wciąż powstają fałszywi prorocy, którzy dowodzą czegoś przeciwnego. Oto niedawno ukazała się w języku angielskim książka napisana przez hieromnicha Damascena „Chrystus odwieczne Tao” (Christ The Eternal Tao, Valaam Books, 2004), w której autor dowodzi, że ludzie nie znający objawienia Bożego mogą poznać Boga na równi z chrześcijanami, a nawet na równi z największymi chrześcijańskimi świętymi. Głosi więc synkretyzm, gdyż według niego inne tradycje religijne czy filozoficzne prowadzą nie do zaprzaństwa i apostazji, a wprost przeciwnie, na równi z nauką chrześcijańską prowadzą do poznania Jedynego Prawdziwego Boga. Co prawda hieromnich Damascene pisze we wstępie (str. 40), że nie uprawia synkretyzmu, bo synkretyzm zakłada, że prawda jest równo rozłożona we wszystkich religiach, a on wcale tak nie twierdzi, gdyż daje pierwszeństwo chrześcijaństwu, w którym jest „pełnia objawienia”. Jednak tłumaczenie to jest tylko zabawnym wybiegiem, bo synkretyzm tak naprawdę zasadza się na samej możliwości istnienia prawdy w innych religiach, gdyż to jakościowo decyduje o wszystkim, nikt przecież nie może prawdy zważyć i zmierzyć, by móc stwierdzić, że jest jej idealnie tyle samo, czy też trochę mniej lub więcej.

Czytając książkę hieromnicha Damascena powinniśmy zdecydować, czy będziemy kierować się jego drogą (którą z upodobaniem nazywa Tao), która jest drogą synkretyzmu religijnego, czy też wybierzemy trudniejszą Drogę, jednak wiodącą do zbawienia, Jezusa Chrystusa, który jest Prawdą i Życiem, który umiłował nas do końca, i który za nas umarł na Krzyżu. Musimy pamiętać, że Pismo Święte uczy, aby wystrzegać się fałszywych proroków i za wszelką cenę wytrwać w wierności wobec Boga: Jeśli powstanie u ciebie prorok, lub wyjaśniacz snów, i zapowie znak lub cud, i spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział, a potem ci powie: Chodźmy do bogów obcych - których nie znałeś - i służmy im, nie usłuchasz słów tego proroka, albo wyjaśniacza snów. Gdyż Jahwe, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Jahwe, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy. Za Jahwe, Bogiem swoim, pójdziesz. Jego się będziesz bał, przestrzegając Jego poleceń. Jego głosu będziesz słuchał, Jemu będziesz służył i przylgniesz do Niego. Ów zaś prorok lub wyjaśniacz snów musi umrzeć, bo chcąc cię odwieść od drogi, jaką iść ci nakazał Jahwe, Bóg twój, głosił odstępstwo od Jahwe, Boga twego, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, wybawił cię z domu niewoli. W ten sposób usuniesz zło spośród siebie. Jeśli cię będzie pobudzał skrycie twój brat, syn twojej matki, twój syn lub córka albo żona, co na łonie twym spoczywa albo przyjaciel tak ci miły, jak ty sam, mówiąc: Chodźmy, służmy bogom obcym, bogom, których nie znałeś ani ty, ani przodkowie twoi - jakiemuś spośród bóstw okolicznych narodów, czy też dalekich od jednego krańca ziemi do drugiego - nie usłuchasz go, nie ulegniesz mu, nie spojrzysz na niego z litością, nie będziesz miał miłosierdzia, nie będziesz taił jego przestępstwa (Pwt 13:2-9).

Taoizm

Już sam tytuł książki hieromnicha Damascena pokazuje synkretyczne intencje autora. Pojawia się w nim termin Tao, należący do zupełnie obcego kręgu kulturowego i religijnego, termin ten zostaje zrównany z Jezusem Chrystusem, drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, sugerując, że odnosi się on właśnie do Jezusa Chrystusa. W treści książki mamy do czynienia z uporczywymi próbami wmówienia nam, że termin Tao oznacza właśnie Jezusa Chrystusa, gdyż oznacza drogę oraz słowo (logos). Trzeba tutaj zauważyć, że zarówno słowo „droga” jak i „słowo” niekoniecznie muszą oznaczać Jezusa Chrystusa; to że nasz Zbawiciel powiedział o Sobie, że jest Drogą, nie oznacza przecież, że każde użycie słowa „droga” ma odniesienie do Boga. Bywają przecież różne drogi, lepsze i gorsze, ale jest jedyna Droga wiodąca do Boga, a jest nią właśnie Jezus Chrystus. To samo dotyczy terminu „słowo”, wiele jest słów, jedne są święte i prawdziwe, inne są kłamstwem, ale jest jedyne Słowo, które było u Boga. Ogromną nadinterpretacją, niczym nie usprawiedliwioną, jest próba zrównania chińskiego terminu Tao, które ma ponoć oznaczać równocześnie „drogę” i „słowo” właśnie z Jezusem Chrystusem. W tym miejscu warto bliżej przyjrzeć się temu chińskiemu terminowi.

Według Tadeusza Żbikowskiego (Taoizm, biblioteka Pisma Literacko-Artystycznego, Kraków 1988) najstarsze zaświadczenie znaku tao odnajdujemy w napisach na kościach wróżebnych oraz w inskrypcjach na naczyniach z brązu z końca XI wieku p n.e. Chińscy paleografowie stwierdzają, iż znak ten przedstawiał człowieka z zarzuconym na głowę skrajem szaty, starającego się ukryć przed wzrokiem innych ludzi. Znak ten miał pierwotne znaczenie zbója, czyhającego przy drodze na przejeżdżających kupców. Dopiero w późniejszych tekstach znak tao zaczął oznaczać drogę, łącząc element głowy połączony z elementem graficznym oznaczającym „iść”, „przechodzić”. Współczesne słowniki języka chińskiego podają około pięćdziesiąt różnych znaczeń tego słowa. Naprawdę trudno dopatrzyć się tutaj jakiegokolwiek odniesienia do Wcielonego Boga, Jezusa Chrystusa.

Oczywiście nie o samo słowo „tao” tutaj chodzi, hieromnich Damascene sugeruje w tytule raczej związek z taoizmem, czyli specyficzną chińską filozofią i religią. Głównym jej dziełem literackim wykładającym zasady Tao, jego moc i skuteczność jest krótki zbiór aforyzmów nazywany Tao-Te-King, gdzie Tao stale nazywane jest matką świata. Tradycja przypisuje autorstwo tego utworu mędrcowi Lao-Tse żyjącemu ok. V wieku p n.e.(współcześni badacze raczej stwierdzają późniejsze jego pochodzenie). Jednak Alan Watts, cytowany zresztą często przez hieromnicha Damascena, w swojej książce „Droga Zen” (New York, 1965) stwierdza, że „tradycyjna filozofia chińska wywodzi zarówno taoizm, jak i konfucjanizm ze źródła jeszcze wcześniejszego, z dzieła leżącego u samych podstaw kultury i myśli chińskiej – z I Ching, czyli Księgi Przemian, powstałej w latach 3000-1200 p n.e.”

I Ching to księga wróżbiarska, zawiera wróżby oparte na sześćdziesięciu czterech figurach (heksagramach) złożonych z sześciu linii każda. Można powiedzieć, że są w pewnym sensie podobne do kart Tarota, przynajmniej sens ich użycia jest ten sam: wróżenie o tym, co ma się stać w przyszłości. Znaki te ponoć są oparte na różnych sposobach pękania podgrzewanej skorupy żółwia. Nie muszę chyba dodawać czym jest wróżbiarstwo i jakie są konsekwencje jego stosowania. Oto wyraźny zakaz Boży z Księgi Kapłańskiej: Nie będziecie uprawiać wróżbiarstwa. Nie będziecie uprawiać czarów (Kpł 19:26), oraz z Księgi Powtórzonego Prawa; Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary (Pwt 18:10). Oto co pisze Alan Watts o bardziej zaawansowanych wróżbach I Ching: „Znawca I Ching nie musi posługiwać się skorupą żółwia ani łodygami krwawnika. Może zobaczyć heksagram w czymkolwiek, w przypadkowym ułożeniu bukietu kwiatów, w przedmiotach rozrzuconych na stole, w naturalnych znakach na kamyku. (...) Nie można traktować sztuki wróżbiarskiej I Ching jako czczego zabobonu. Wróżbita posługujący się heksagramami I Ching mógłby nam całkiem zasadnie dowodzić względności zalet naszego sposobu podejmowania decyzji. (...) Nikt nie zwraca się do I Ching bez odpowiednich przygotowań, bez skupionego i drobiazgowego odbycia przepisanego rytuału, wprowadzającego umysł w Tao, w stan spokoju, kiedy się czuje, że intuicja działa najlepiej. Wydaje się zatem, że źródeł taoizmu istotnie należy szukać w I Ching”. Z powyższego fragmentu można wywnioskować, że Tao jest jakąś formą przybraną przez demona wróżbiarskiego. Jeżeli tak, to należy trzymać się od niego jak najdalej, bo Eklezjastes powiada: Co można oczyścić rzeczą nieczystą? Z kłamstwa jakaż może wyjść prawda? Wróżbiarstwo, przepowiednie z lotu ptaków i marzenia senne są bez wartości, jak urojenia, które tworzy serce rodzącej (Ekl 35:4,5). Już teraz możemy wyraźnie dostrzec wielkie bluźniercze nadużycie zestawienia słów Tao/Logos tak często występujące w książce hieromnicha Damascena.

Sama filozofia, czy też treść wiary w Tao jest niezwykle mglista i nieokreślona. Wystarczy stwierdzić, że do tej pory sinolodzy i naukowcy zarówno w Chinach, jak i poza Chinami nie są zgodni czy jest to filozofia materialistyczna, czy idealistyczna, czy też taka i taka równocześnie. Można spotkać dość niecodzienne próby definicji taoizmu, na przykład jeden z chińskich badaczy, Jang Hing-szun określa system filozoficzny Tao-Te-King jako „niekonsekwentny materializm noszący charakter racjonalny”. Sam Lao-tse opisuje Tao następująco: „Tao to coś zamglonego i niejasnego./ Jakie niejasne! Jakie zamglone! A przecież zawiera obrazy. / Jakie niejasne! Jakie zamglone! / A przecież zawiera rzeczy. / Jakie blade! Jakie niewyraźne! / A przecież zawiera siłę myśli. / Ta siła to prawda. / I ufność.” Alan Watts tak komentuje ten fragment: „... niejasne i z pozoru puste Tao jest intelektem kształtującym świat z biegłością, która przekracza nasze pojmowanie”. Ciekawe, że z tak niejasnego i zamglonego fragmentu można wyciągać tak precyzyjne i konkretne wnioski dotyczące natury świata, a także jego stworzenia. Lao-Tse przedstawia Tao ponadto jako zasadę nieistnienia, niebyt to w zasadzie synonim do Tao, ta zasada nieistnienia „istniała” przed stworzeniem świata, gdyż „Tao istniało już zanim pojawiło się najwyższe bóstwo”. Tao jest więc przyczyną wszelkiego bytu, gdyż „w świecie cała mnogość rzeczy rodzi się z bytu, a byt rodzi się z niebytu”, oraz „byt i niebyt wzajemnie się rodzą” (rozdział IV Tao-Te-King). Co ważne, świat kształtowany jest przez Tao spontanicznie, nie planowo, gdyż „zasadą Tao jest spontaniczność”. Oczywiście owa spontaniczność musi skądś brać początek, dla nas powinno być już jasne, że Tao to nie tylko duch wróżbiarstwa, ale jeszcze demon oszustwa, gdyż my wiemy, że świat stworzony został przez Boga jak najbardziej planowo i w Jego wielkiej mądrości. Zresztą charakterystyczną cechą „spontaniczności” Tao jest posługiwanie się wróżbami I Ching, które to właśnie tej spontaniczności mają uczyć i ją wyzwalać. Mówiąc wprost mamy tutaj do czynienia nie ze spontanicznością, ale, podobnie zresztą jak w przypadku kart Tarota, mamy do czynienia z wielkim niebezpieczeństwem popadnięcia pod tyranię złego ducha i w dalszym ciągu z niebezpieczeństwem całkowitego zniewolenia, czyli opętania.

Taoiści nigdy nie dowierzają swojemu umysłowi, nie ufają swoim zmysłom, przeto poddają w wątpliwość prawdziwość widzianego świata. Dlatego zalecają całkowite oczyszczenie umysłu z myśli, który dopiero osiągnąwszy stan pustki może uruchomić wrodzoną mu spontaniczność, inteligencję, oraz uwolnić go od wszelkiego przymusu. To co taoiści uważają za ideał godny osiągnięcia to bierność i bezcelowość. Co więcej, przestrzeganie jakichkolwiek reguł i przepisów jest czymś sztucznym, więc cnota, która jest oparta na takim przestrzeganiu zasad musi być nieautentyczna i nienaturalna, więc w rozumieniu taoizmu jest czymś niedobrym. W zamian mamy podążanie za Tao, poza którym nic już się nie liczy. Lao-tse pisze: „Po cóż więc boje o miłosierdzie i powinność wobec bliźnich, próżne jak bicie w bębny w poszukiwaniu zbiega.” Tak naprawdę intelekt w tej pogoni za „autentyzmem” musi pozbyć się również pojęcia dobra i zła, gdyż dopiero wtedy może znaleźć prawdziwy spokój i ukojenie: „Jeżeli intelekt nieświadom jest dobra ani zła, to znaczy, że serce jest spokojne.”

Tutaj doszliśmy do totalnego zaprzeczenia całego nauczania Ewangelii. Ideał człowieka w taoizmie zredukowany został właściwie do owej „spontaniczności” z brakiem podstawowej wiedzy o grzechu, a więc właśnie o tym, czym jest dobro i zło, czym jest cnota i moralność, czym jest wreszcie miłość Boga i bliźniego. Taoista z zasady odrzuca naukę, która w jakiś sposób go ogranicza i do czegoś przymusza. W gruncie rzeczy Lao-Tse proponował zastąpienie praw i reguł ustanowionych przez ludzi normami właściwymi samej przyrodzie, gdzie człowiek powinien być jak najbardziej bierny, powinien tylko bezapelacyjnie wypełniać i przestrzegać zasad Tao, czyli demona. Ograniczeniem dla człowieka jest nie tylko wiedza o grzechu, ale nawet wiedza zwykła, na przykład umiejętność pisania i czytania, widać to w ideale państwa według Lao-Tse, w którym ludzie powinni wyrzec się osiągnięć cywilizacji i oświaty, gdyż tylko w taki sposób możemy uczynić lud szczęśliwym. W Tao-Te-King znajdujemy takie zdanie: „Trzeba tak czynić, by lud począł znowu pleść węzełki i posługiwać się nimi zamiast pisma.”

Taoizm filozoficzny w pierwszych wiekach naszej ery zastąpiony został taoizmem magicznym, którego efektywna siła była podobno bardzo wielka. Potem nastąpił okres taoizmu religijnego, który właściwie trwa do dziś. Na zakończenie trzeba zauważyć, że żaden z taoistów nie dostrzegł podobieństw swojej religii do chrześcijaństwa, nie dostrzegli tego podobieństwa przeróżni naukowcy i badacze ze Wschodu i Zachodu, starający się upchnąć taoizm w jakieś nazwane szufladki znanych systemów, włącznie zresztą z Alanem Wattsem, wielkim znawcą religii Wschodu, guru Zachodnich intelektualistów, właściwie tylko nasz „natchniony” hieromnich Damascene dostrzegł nie tylko podobieństwo, ale wręcz tożsamość nauki Lao-Tse i chrześcijaństwa. Czy nie jest to dziwne? Jednak to jego „objawienie” nie jest prawdziwe, jest zwykłym kłamstwem, jest następną próbą stworzenia religijnego synkretyzmu, a mówiąc językiem biblijnym jest nierządem.

Zauważmy jeszcze, że w religiach Wschodu właściwie wszędzie do czynienia mamy z elementami obecnymi w taoizmie, a które dla hieromnicha Damascena były inspiracją do napisania książki „Chrystus odwieczne Tao”. Weźmy dla przykładu taki hinduizm. Tam również początkowo wierzono w istnienie jedynego boga, bezosobowej siły, niemożliwej do opisania i nie posiadającej żadnych atrybutów. Czy nie przypomina to nieokreślonego chińskiego Tao? Obecnie słowem używanym dla takiej koncepcji boga jest brahman. Dusza człowieka zwana jest tam atmanem – jest to jego prawdziwa jaźń, która stanowi jedność z tym bezosobowym bogiem, a zatem odnalezienie własnej prawdziwej jaźni jest również odnalezieniem „boga”. Jest to oczywista analogia pomiędzy duchem (vel okiem duszy) w wersji hieromnicha Damascena. Celem człowieka według hinduizmu powinno być oświecenie, osiągnięcie stanu nirwany, czyli uwolnienie od kołowrotu życia, które jest cierpieniem. Jest to znowu analogia do stanu osiągnięcia prawdziwego (pierwotnego) umysłu, zdolnego do poznania Tao. Najbardziej znaną formą hinduizmu, bardzo popularną ostatnio na Zachodzie, jest joga. W słynnym traktacie "Jogasutry" Patandżali mówi o jodze w ten sposób: „Joga jest to powściągnięcie zjawisk świadomości, wtedy widz utrzymuje się w swojej właściwej naturze”. Czy nie jest to streszczenie nauk zawartych w książce hieromnicha Damascena w rozdziale poświęconym uwadze i czujności? Joga to dążenie do jedności; przede wszystkim harmonii świadomości w samej istocie ludzkiej, wraz ze stopniowym uspokojeniem nie poddających się woli popędów i objęciem umysłu kontrolą. Po drugie, odkrycie w sobie prawdziwej jaźni (atmana), i po trzecie połączenie z ostateczną rzeczywistością kosmiczną, z brahmanem. Znalezienie zasadniczych podobieństw do nauki Lao-Tse nie powinno nastręczać większych trudności. Ciekawe, że istnieją teolodzy w Kościele katolickim, którzy zdołali jogę zasymilować do praktyk ich Kościoła pod nazwą „chrześcijańskiej jogi”; na gruncie katolicyzmu stali się oni prekursorami dzieła hieromnicha Damascena, który próbuje obecnie sprzedać nam „chrześcijański taoizm”.

Inną dalekowschodnią religią jest buddyzm. Tutaj znowu zasadnicze nauki buddyzmu są niesłychanie podobne do taoizmu. Alan Watts w swojej książce „Droga Zen” stosuje nazwę taoizm niemal jako synonim buddyzmu zen. Robi tak na przykład omawiając pewne terminy chińskie, zrównując termin „umysł pierwotny” z terminem „umysł Buddy”. W innym miejscu pisze, że pojęcia taoizmu są bardzo ważne do zrozumienia zenu. Zasadniczo buddyzm również poszukuje drogi wyzwolenia od cierpienia i iluzji otaczającego świata, celem jest znowu oświecenie i osiągnięcie umysłu pierwotnego. Pewna różnica polega na tym, że buddyzm odrzuca pojęcie bóstwa, zostawiając człowieka samemu sobie.

Filozofia

Jednak tezy zawarte w książce hieromnicha Damascena zmuszają do dalszych refleksji i do poszukiwania odpowiedzi na pewne postawione w niej problemy. Na przykład czy poganie mogli osiągnąć jakąś wiedzę o Bogu w Trójcy jedynym, o Ojcu, Synu i Duchu Świętym? Patrząc na wierzenia i systemy filozoficzne przedchrześcijańskie nigdzie nie znajdujemy nauki o Jezusie Chrystusie – o mającym się wcielić w ciało ludzkie Bogu, który ma przyjść na świat, aby zbawić ludzi od grzechu i śmierci. Wyjątkiem jest judaizm, gdzie odnajdujemy mnóstwo proroctw i zapowiedzi przyjścia Mesjasza – Syna Bożego. Jednak nie ma takiej nauki ani w taoizmie, nie ma też w żadnym systemie filozoficznym antycznego świata. Więc wiedza o Bogu była dla ludzi niedostępna, nie mieli oni bladego pojęcia ani o łasce Bożej, ani Jego wielkiej miłości do ludzi, która miała się objawić w Jezusie Chrystusie, nie mówiąc już o blasku chwały Boga i Jego świętości, którą widział jedynie Mojżesz na górze Synaj. To, że ktoś pisał o świetle, lub wielu światłach, widzianych w czasie jakichś duchowych przeżyć czy transów, należy traktować wyłącznie jako zwiedzenie szatańskie, gdyż wiadomo jest, że może on objawiać się jako „anioł światłości” (2 Kor 11:14), może też wywoływać przeróżne złudzenia i inne sztuczki w świadomości ludzi, którzy chętnie oczekiwali na te niezwykłe doznania. Na tym właśnie polegały pogańskie misteria i obrzędy.

Prawdziwa Boża Światłość była wtedy dla ludzi całkowicie niedostępna. Po wygnaniu z Raju Adam pamiętał zapewne przez jakiś czas swoją wyjątkową więź z Bogiem, jednak czy Abel i Kain i inni synowie i córki Adama i Ewy mogli ową więź pojąć i zrozumieć? Zapewne mieli jakieś pojęcie o Bogu, skoro składali Mu ofiary, jednak ten kult szybko zamienił się właśnie w bałwochwalstwo, a uczynki ludzkie były coraz bardziej złe, aż do momentu, kiedy Bóg pożałował, że uczynił człowieka na ziemi i zesłał na całą ludzkość potop. Oznacza to, że ludzkość bardzo szybko utraciła owo pojęcie o Bogu, jako Stworzycielu nieba i ziemi, jako Jedynym Władcy i Opiekunie ludzkości, który jest także jej Sprawiedliwym Sędzią. Ustał też kult Boży, który podobałby się Bogu.

Jednak jeżeli poganie jako całość nie osiągnęli prawidłowego pojęcia o Bogu, to może chociaż niektórzy z nich jakoś to prawidłowe wyobrażenie przechowali. Otóż wydaje się, że tak było rzeczywiście w przypadku niektórych ludzi, na przykład w przypadku Abla, takim człowiekiem był też Henoch, którego prawe postępowanie tak bardzo spodobało się Bogu, że zabrał go prosto z ziemi na Niebiosa, do Swoich Przybytków. Pamiętamy też, że Bóg postanowił ocalić Noego z potopu, ponieważ tylko jego darzył życzliwością (Rdz 6:8). A więc niektórzy ludzie mogli spodobać się Bogu i nawet cieszyć się Jego życzliwością, co świadczy o tym, że poznanie Boga w sposób naturalny (czyli bez objawienia) było możliwe. Innym jeszcze przykładem prawowiernego oddawania czci Bogu jest historia sprawiedliwego Hioba, który nigdy nie odważył się urągać Bogu za swe nieszczęścia, ale zawsze Mu dziękował i błogosławił. Święty Paweł tak napisał: gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające (Rz 2:14,15). A więc istnienie sumienia w każdym człowieku, bez względu na czas i miejsce urodzenia, jest największym świadectwem o Bogu i Jego Prawie. Sumienie to głos Boży przemawiający bezpośrednio w duszy każdego człowieka i mówiący, czy dany czyn jest sprawiedliwy, czy niesprawiedliwy, czy to, co uczynił było dobre, czy złe. Obecność głosu sumienia człowiek może jednak łatwo zagłuszyć, poprzez ustawiczne czynienie zła może utracić ten dar, a wtedy nic już go nie ostrzega i nieuchronnie popada pod sąd i potępienie. Dlatego też św. Paweł pisze dalej: Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia skarbisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności - życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości - gniew i oburzenie (Rz 2:5-8). Można z tego wysnuć wniosek, że w ten sposób właśnie będą sądzeni poganie, którzy umarli nie poznawszy Objawienia, wiemy przecież, że sąd Boży według prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają (bezecnych) czynów (Rz 2:2).

Czy jednak posłuszeństwo wobec głosu sumienia, wypełnienie Prawa Bożego oraz sprawiedliwe uczynki oznaczają poznanie Boga? Z pewnością nie jest to poznanie ani poprzez dyskursywne rozumowanie, ani poprzez jakieś światła, czy inne cudowne zjawiska, to poznanie dokonuje się poprzez pokorną wiarę, której typem jest Patriarcha Abraham. Posłuchajmy słów Boskiego Pawła na temat poznania Boga przez wiarę: Przez wiarę Abel złożył Bogu ofiarę cenniejszą od Kaina, za co otrzymał świadectwo, iż jest sprawiedliwy. Bóg bowiem zaświadczył o jego darach, toteż choć umarł, przez nią jeszcze mówi. Przez wiarę Henoch został przeniesiony, aby nie oglądał śmierci. I nie znaleziono go, ponieważ Bóg go zabrał. Przed zabraniem bowiem otrzymał świadectwo, iż podobał się Bogu. Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają. Przez wiarę Noe został pouczony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było ujrzeć, i pełen bojaźni zbudował arkę, aby zbawić swą rodzinę. Przez wiarę też potępił świat i stał się dziedzicem sprawiedliwości, którą otrzymuje się przez wiarę. Przez wiarę ten, którego nazwano Abrahamem, usłuchał wezwania Bożego, by wyruszyć do ziemi, którą miał objąć w posiadanie. Wyszedł nie wiedząc, dokąd idzie. Przez wiarę przywędrował do Ziemi Obiecanej, jako ziemi obcej, pod namiotami mieszkając z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej obietnicy. Oczekiwał bowiem miasta zbudowanego na silnych fundamentach, którego architektem i budowniczym jest sam Bóg (Hbr 11:4-10). Natomiast w liście do Rzymian św. Paweł napisał co się dzieje, gdy człowiek wyrzeka się wiary: A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę nic niezdatnego rozumu (Rz 1:28). Wydaje mi się, że to zdanie jest niejako kluczem do rozumienia książki hieromnicha Damascena, dlatego warto trochę dokładniej je przestudiować. Czym według św. Pawła jest „prawdziwe poznanie Boga”? Posłuchajmy więc jeszcze jednego fragmentu z listu do Rzymian: To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy. Ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupimi (Rz 1:19-22). Jedyny sposób, w jaki Bóg może być cały czas widzialny dla umysłu, to wiara w Boga poprzez dzieło Jego stworzenia. Oznacza to, że człowiek sam z siebie nie może wyjść poza granice stworzenia i na przykład, dzięki swoim wysiłkom lub dobremu postępowaniu, poznać Boga w Jego niestworzonych Energiach, nie mówiąc już o Jego Istocie. Otóż z tekstu Pisma Świętego wynika, że to Bóg się objawia człowiekowi i zawsze jest to Jego działanie, a nie ludzkie. Ale ci, którzy „nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga”, i zaczęli próbować poznawać Go jakoś inaczej, w inny sposób, zostali wydani na pastwę „nic nie zdatnego rozumu”. Wydaje się więc, że ci ludzie, o których pisze św. Paweł, starali się poznać Boga rozumowo, na drodze intelektualnej, przy pomocy spekulacji i rozważań. Ale przecież wszystko to, co ludziom jest potrzebne do poznania Boga, zostało im ujawnione w postaci widzialnego świata, z którego niezbicie wynika Boża wiekuista potęga oraz bóstwo, i na tym polega, według św. Pawła, „prawdziwe poznanie Boga”. Natomiast nieprawdziwe poznanie Boga będzie wiodło drogą intelektu i „nic nie zdatnego umysłu”.

Tutaj rysuje się nam podział między poznaniem rozumowym, a poznaniem przez wiarę, które to zasadniczo różnią się między sobą i prowadzą do skrajnie rożnych rezultatów, gdyż jeden wiedzie do nieprawdziwego poznania, drugi do prawdziwego. Wydaje się bowiem, że obserwacja piękna, ładu, ogromu stworzonego świata w sposób naturalny prowadzi do wiary w Boskiego Stworzyciela, pełnego Mądrości i Troski, natomiast poznanie intelektualne zasadniczo do wiary nie prowadzi, a raczej do innej wiary, do wiary w nieograniczone racjonalne możliwości poznawcze rozumu ludzkiego oraz do „pychy żywota”. Poznanie rozumowe zakłada centralne, aktywne i poczesne miejsce człowieka w świecie oraz niezbędny udział jego rozumu w objawieniu Boga. Jest to zwykłe kłamstwo, Bóg raczej naigrawa się ze zdolności intelektualnych człowieka niżby miał je doceniać, albo jeszcze ich potrzebował do Swego objawienia: Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga (1 Kor 3:19). W tym kontekście należy pamiętać, że taoizm jest systemem głęboko spekulatywnym, na dodatek pełnym sprzeczności i niejasności.

Zatem nie jest możliwe, aby poprzez racjonalne myślenie móc poznać Boga, gdy chodzi o Boskie tajemnice umysł nasz jest do niczego nieprzydatny. Trzeba więc zdać sobie sprawę z tego, że filozofia taka, jaką znamy od czasów greckich nie prowadzi do poznania Boga, gdyż filozofia ta jest budowlą wzniesioną na czysto racjonalnym fundamencie, na dedukcji opartej na empirycznym doświadczeniu. Teologia natomiast oparta jest wyłącznie na Boskim Objawieniu, które przekracza zadaną nam rzeczywistość, łącznie z prawami natury, a więc teologia nie jest filozofią i nigdy nie powinna być z nią pomylona. Większość świętych Ojców Cerkwi zdecydowanie odrzuca filozoficzne, a więc analityczne (czy też dialektyczne) podejście do wiedzy o Bogu, zastępując je podejściem apodyktycznym, czyli opartym na wierze w Objawienie i na wierności Tradycji. Zapewne najwięcej na ten temat znajdziemy u św. Grzegorza Palamasa w jego pismach do filozofa Barlaama, ale także u innych największych Ojców, filarów Prawosławia, jak u św. Jana Chryzostoma, św. Bazylego Wielkiego, Św. Jana z Damaszku i wielu innych. Na przykład św. Grzegorz Palamas w swoim pierwszym liście do Barlaama w długim fragmencie bardzo ostro przemawia przeciwko filozofom greckim, Arystotelesowi, Platonowi w szczególności. Idealizm Platona jest według niego całkowicie nieprzystający do chrześcijańskiej koncepcji Boga Żywego. Św. Grzegorz przywołuje niektóre teologiczne koncepcje Platona, gdzie ubóstwione są jakieś moce kosmiczne, i gdzie rządzą wszechświatem całe hierarchie demonów. Oto dosadne słowa św. Grzegorza: „Diabeł opanował tych myślicieli i doprowadził do błędu największego z możliwych, który potem zakorzenił się w ich uczniach... pięknymi i uwodzącymi słowami prowadząc na manowce całe tłumy” (Papamikhail str. 471). Św. Grzegorz Palamas bez trudu znajdował u Sokratesa, Platona, Homera i Hezjoda odniesienia do demonów, które dla niego były ostatecznym dowodem szatańskiej inspiracji ich dzieł.

Św. Bazyli Wielki w swojej pierwszej homilii z Hexameronu pisze następująco: „Mam więc wykazać próżność pogan? Mam wynieść pod obłoki prawdę naszej wiary? Greccy filozofowie narobili dużo zamieszania chcąc wyjaśniać naturę, ale żaden z ich systemów nie przetrwał niezmieniony i niewzruszony, każdy wywrócony został przez swoich następców. Obalanie ich nonsensów to próżny trud, wystarczy że sami nawzajem się zwalczają i obalają jeden drugiego.” A oto cytat z homilii św. Grzegorza Teologa: „Tak więc krótko, jak to tylko było możliwe, przedstawiłem wam nasze umiłowanie mądrości, które jest dogmatyczne, a nie dialektyczne, na wzór rybaków, a nie Arystotelesa, duchowej sieci, a nie chytrze poplątanej pułapki, zgodnie z regułami Kościoła, a nie jarmarku.” (Homilia 22)

Oto jeszcze jeden dłuższy cytat największego Ojca Cerkwi, Św. Jana Chryzostoma, z jego komentarza do Listu św. Pawła do Rzymian: „Czczymi stali się w swoich myślach i zaćmiło się nierozumne ich serce. Jak gdy ktoś przedsięweźmie by w nocy bezksiężycowej puścić się obcą drogą lub płynąc po morzu nie tylko nie osiągnie celu, ale wnet zginie, tak i oni, zamierzywszy iść drogą prowadzącą do nieba i pozbawiwszy się światła, poruczyli się ciemności własnych rozumów i szukając w ciałach tego, który jest bezcielesny, a w kształtach tego, który nie ma kształtu, doznali najcięższego rozbicia. (...) Wyobrażając sobie bowiem, że są czymś wielkim, i uchylając się od pójścia drogą, którą nakazał im Bóg, zanurzyli się w bezsensownych rozumowaniach. (...) Pierwszy zarzut jest ten, że nie znaleźli Boga; drugi – że nie znaleźli, choć mieli wymowne i wyraźne przesłanki, trzeci – że postąpili tak choć nazywali się mędrcami; czwarty – że nie tylko nie znaleźli, lecz nawet przenieśli Jego cześć na demony, kamienie i drewna. Ich gani Paweł także w Liście do Koryntian, lecz nie tak jak tutaj. Tam bowiem wymierza im cios, przywodząc obraz krzyża i mówiąc: Głupstwo Boga przewyższa mądrość ludzi. Tu zaś bez porównania ostrzej wyszydza ich mądrość jako taką, wskazując że jest głupotą i tylko popisem pychy. (...) Chcieli znaleźć coś więcej i nie zadowalali się wyznaczonymi granicami, dlatego przekroczywszy je upadli, gdyż żądni byli nowości. Takie to były wszystkie mądrości greckie. W rezultacie jedni występowali przeciwko drugim. Tak Arystoteles wystąpił przeciwko Platonowi, stoicy wrogo zachowywali się wobec niego i jeden był nieprzyjacielem drugiego. Nie tyle więc należy podziwiać ich dla mądrości, ale odwracać się od nich z odrazą, ponieważ dlatego właśnie stali się głupimi. Gdyby bowiem nie byli powierzyli się mędrkowaniom, sylogizmom i sofizmatom, nie byliby doznali tego, czego doznali. (...) Zapytasz: A cóż to ma do filozofów? To do nich przede wszystkim znajduje odniesienie wszystko, co powiedział. Mają oni przecież za nauczycieli wynalazców tych rzeczy – Egipcjan. I Platon, który wydaje się bardziej godny szacunku od innych, chlubi się tymi bałwanami, także jego mistrz był im oddany. On przecież kazał koguta ofiarować Asklepiosowi. Można tu dostrzec wyobrażenia tych potworów i płazów, Apollina i Dionizosa czczonych razem z tymi płazami. (...) I nie tylko stąd, ale i skądinąd przekonasz się, że najwybitniejszy z owych mędrców odpowiada za to, co powiedziano. Gdy bowiem gromadzi poetów i mówi, że trzeba uwierzyć w te rzeczy, które powiadają oni o Bogu, ponieważ poznali Go do głębi, nie podaje niczego innego, jak tylko szereg błazeństw i mówi, że ten stek śmieszności należy uważać za prawdę.” (Homilia III)

W swojej książce hieromnich Damascene wykazał swoją olbrzymią niewiedzę (podejrzewam jednak, że jest to specjalny zabieg) co do nauki świętych Ojców Cerkwi Prawosławnej. Z całej spuścizny pisarskiej Cerkwi przytoczył kilka bardzo wątpliwych cytatów, pomijając milczeniem ogromną ilość cytatów największych Ojców potępiających bądź krytykujących filozofów greckich. Widać to wyraźnie na przykładzie św. Grzegorza Palamasa, u którego doprawdy trudno znaleźć fragmenty nie odnoszące się krytycznie do tej filozofii, hieromnich Damascene przytacza jednak wyłącznie te, odnoszące się do innych zagadnień teologicznych, przede wszystkim dotyczących niestworzonych Energii Bożych. Tak samo można również znaleźć wyraźną krytykę filozofii greckiej w pismach św. Cypriana czy Laktancjusza, którzy występowali przeciwko idealizmowi Sokratesa, dowodząc, że bez objawienia nie mógł on mieć prawdziwego przeczucia Boga i że jego Daimonion był głosem demona, a nie Bóstwa. Krytykują go też za agnostycyzm i ograniczenie się od spraw ludzkich, doczesnych. Krótko mówiąc, zaprezentowane cytaty są niesłychanie nierzetelne, jednostronne; przywodzą na myśl podejrzenie, że mamy do czynienia z umyślną manipulacją autora tekstami świętych Ojców.

Jeszcze inne pytanie, na jakie trzeba udzielić odpowiedzi, brzmi następująco: czy Duch Święty przemawiał przez pogańskich mędrców i filozofów, czy też nie. Dla hieromnicha Damascena jest oczywiste, że Duch Święty przemawiał przez filozofów, dając im wgląd w „prawdę”, rozumiejąc pod tym pojęciem samego Boga. Przytacza też podstawowe twierdzenie synkretyzmu, że cechą owej „prawdy”, a więc również i Boga, jest uniwersalizm i powszechność, a więc również potencjalna dostępność dla każdego. Przykładem takiego mędrca, który poszukując prawdy natrafił na Boga, miałby być Lao-Tse; ale nie tylko on, również filozofowie greccy, tacy jak Parmenides, Heraklit, Platon. Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie na podstawie nauki Pisma Świętego, i teologii przekazanej przez świętych Ojców Cerkwi.

Niestety, pomimo jasnej nauki świętych Ojców, wielu ludzi wciąż uważa, że filozofia grecka przygotowała świat helleński na przyjęcie chrześcijaństwa, a to przede wszystkim dzięki wynalezieniu „idealizmu”, filozofii mówiącej nam o świecie idei, który daleko przewyższa widzialny świat materialny, który z kolei jest jedynie odbiciem (emanacją) bytów wyższego rzędu. Chrześcijańskie widzenie świata stworzonego przez Boga, który wypowiadając słowa: Niech się stanie ... ! stwarzał określone rzeczy, jest w dużej mierze zbliżone do idealizmu greckich filozofów, przynajmniej tak wynika z powierzchownego spojrzenia na Pismo Święte i filozofię idealistyczną. Ale czy istota bycia chrześcijaninem polega na wyznawaniu idealizmu? Wydaje się to bardzo niewystarczające, przecież wiele kultur i prądów filozoficznych wyrosło z filozofii idealistycznych, a jednak daleko im było do chrześcijaństwa. Na przykład Walentyn, założyciel gnostyckiej sekty w Rzymie ok. roku 150 n.e., był gorliwym zwolennikiem platonizmu, co jednak nie przyczyniło się do jego powrotu na łono Kościoła. Innym przykładem jest Plotyn żyjący w IV wieku idealistyczny wielki myśliciel, twórca neoplatonizmu, który dobrze poznał naukę chrześcijańską, a jednak jej nie przyjął, zarówno on, jak i jego uczniowie.

Ale postawmy sobie jeszcze jedno pytanie, na które będziemy szukać odpowiedzi: czy jakikolwiek system myślowy, czy możliwości zawarte w umyśle człowieka, tzw. dyskursywne myślenie lub dialektyka, czyli uprawianie filozofii, może człowieka doprowadzić do poznania Chrystusa? Mamy trzy możliwe odpowiedzi do wyboru: filozofia przygotowuje i ułatwia przyjęcia chrześcijaństwa, filozofia przeszkadza w przyjęciu chrześcijaństwa, oraz filozofia jest czymś obojętnym w przyjęciu chrześcijaństwa.

Rozważmy pierwszą hipotezę. Jeżeli jest ona prawdziwa, to w pierwszym szeregu pierwszych chrześcijan powinni znaleźć się greccy filozofowie, powinni oni na równi z Apostołami głosić Bożą prawdę, do której przywiodła ich filozofia, a której spełnienie powinni z radością powitać w chrześcijaństwie. Czy jednak tak było naprawdę? Ciekawe, że prawdziwi Apostołowie byli ludźmi niewykształconymi i nieznającymi filozofii greckiej, być może z wyjątkiem św. Pawła. Wydaje się, że Chrystus dobierając skład Apostołów specjalnie wybrał ludzi prostych i nieuczonych, niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej (1 Kor. 1:26), aby wykazać, że na temat Mądrości Bożej, która zstąpiła z Niebios, mądrość ludzka nie ma zielonego pojęcia, co więcej, uważa ją za „głupstwo”.

Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę. Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1 Kor. 1:18:23). A więc w przyjęciu wiary filozofia jest nieprzydatna. Innym argumentem na poparcie tej tezy są ludy, które nie znały spuścizny filozofów greckich, a szybko i gorliwie przyjęły chrześcijaństwo, do nich należą przecież również Słowianie. Oczywiście wśród pierwszych chrześcijan znajdowali się również ludzie biegli w filozofii, m.in. św. Dionizy Areopagita, św. Justyn Męczennik, jednak wydaje się, że było ich stosunkowo niewielu.

Jeżeli więc filozofia grecka nie prowadzi do poznania Jezusa Chrystusa, to czy przypadkiem w tym nie przeszkadza. Św. Łukasz, sam wykształcony Grek, opisał w Dziejach Apostolskich to pierwsze zetknięcie się filozofii greckiej z chrześcijaństwem, kiedy św. Paweł Apostoł rozmawiał z filozofami na Areopagu w Atenach. Okazało się, że filozofowie greccy byli całkowicie niezainteresowani Dobrą Nowiną głoszoną przez św. Pawła, nie widzimy u nich ani entuzjazmu, ani nawet chęci zrozumienia, widzimy zamiast tego chłodną obojętność. A więc w rzeczywistości filozofia zamiast do wiary bardzo często prowadzi do niewiary, pokładając raczej ufność w rozumie ludzkim, co łączy się ze sceptycyzmem i zwątpieniem, i co prowadzi bardziej do pychy, niż do pokory. Okazało się, że myśliciele ateńscy albo się śmiali ze słów Apostoła, albo zbywali go: posłuchamy cię innym razem. Mimo że żądni byli różnych światowych nowinek intelektualnych, w przypadku Dobrej Nowiny nie przejawiali chociażby zwykłego zainteresowania.

Z drugiej strony hellenizm przypuścił dwa bardzo poważne ataki na chrześcijaństwo: jednym była gnoza, drugim zaś Odrodzenie, czyli powrót do świata antyku. Oba te prądy spotkały się z ostrą reakcją apologetów chrześcijańskich walczących z herezjami oraz wielu innych świętych Ojców. Owszem, filozofia to „umiłowanie mądrości”, ale mądrość , tak jak i prawda, jest przedmiotem rozważań i definicji filozofów, więc jest też przez nich niejako kształtowana. Dotyczy to oczywiście również i innych pojęć i kategorii, takich jak Bóg, duch, świat, materia, idea, byt. Poza tym trzeba zawsze pamiętać, że wiedza i mądrość jest w pewnym sensie kategorią religijną, obiektem wiary, który w ostateczności dostarcza spełnienia religijnego, którym jest oświecenie, poznanie tajemnicy albo wewnętrzny pokój. W tym religijnym wręcz dążeniu filozofia grecka przyczyniła się walnie do powstania gnozy, była jej zapowiedzią. Poza tym, jeżeli jest tak, jak naucza idealizm, także filozofia głoszona przez filozofów jest jedynie odbiciem jakiejś idei lub bytu duchowego, czy nazwiemy go mądrością, światłem poznania, iluminacją. A więc filozof jest jedynie jakby pośrednikiem pomiędzy tym co w się dzieje w świecie idei, a tym co na ziemi. Jest to również dowód na to, że filozofię można traktować jako rodzaj religii, w której filozof jest jakby kapłanem. Pośrednictwo zaś filozofa polega na tym, że mówi on to, co mu do ucha szepce ów duchowy byt. Otóż, w świetle nauki chrześcijańskiej, jest zasadnicza różnica, czy tym duchem jest anioł Boży czy demon.

Objawienie

Trzeba wciąż pamiętać, że upadek człowieka spowodował utratę Bożych łask oraz duchowych oczu, więc człowiek w stanie grzechu Boga zobaczyć już nie może. Jak już powiedzieliśmy wcześniej, może mieć pewne wyobrażenia o Nim na postawie stworzenia, ale poznanie możliwe jest wtedy, gdy mamy jakąkolwiek możliwość oddziaływania poprzez zmysły cielesne bądź duchowe. Dlatego właśnie niezbędne jest objawienie. Ważne jest również, że człowiek sam z siebie nic poradzić na swoją ślepotę nie może, nie jest w jego władzy ani zdolności poznać i zobaczyć Boga. Co innego Bóg, On może uczynić wszystko co zechce, i nic Go nie ogranicza. On działa w sposób nadprzyrodzony, bardzo często nawet wbrew naturze, dla człowieka w sposób całkowicie niezrozumiały i nieogarniony przez jakikolwiek intelekt.

Bóg jak zechce może przemówić nawet przez osła, nie oznacza to jednak, że osioł przez to stał się filozofem miłującym prawdę. Bóg może też użyć pogańskich mędrców, ale to nie oznacza jeszcze, żeby ci mędrcy posiedli prawdę o Bogu i głosili o Nim prawdę. Przykładem może być Balaam, syn Beora, do którego przemawiał Bóg, któremu Najwyższy otworzył oczy, aby mógł zobaczyć anioła, którego nawet ogarnął Duch Boży (Lb 24:2) i który wreszcie wypowiedział proroctwo o Izraelu, a który jednak mimo tego wszystkiego pozostał pogańskim czarnoksiężnikiem i wróżbitą. To za jego radą madianickie kobiety łączyły się z Izraelitami i doprowadziły ich do niewierności wobec Jahwe. Jego koniec był marny, bo z rozkazu Bożego został zabity mieczem, o czym wspomniano w dwóch miejscach Starego Testamentu, w księdze Liczb 31:8, oraz w księdze Jozuego 13:22. W Nowym Testamencie nazwany został oszustem (Jd 1:11), a św. Jan ujawnia zbrodnię Balaama, który pouczył Balaka jak podsunąć synom Izraela sposobność do grzechu przez spożycie ofiar składanych bożkom i uprawianie rozpusty (Ap 2:14). Widzimy więc, że Bóg nie pozwolił Balaamowi przekląć Izraela, ale to nie oznacza jednak, by Balaam stał się przez to lepszy i mądrzejszy, pozostał on do końca kłamcą i wrogiem Boga. Nawet diabeł, ojciec wszelkiego kłamstwa, może czasami powiedzieć coś prawdziwego, ale to przecież nie oznacza, że mówi przez niego Duch Święty. Niewolnica opętana przez ducha, który wróżył, wołała za Apostołami: Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego, oni wam głoszą drogę zbawienia (Dz 16:17), co wydaje się być najczystszą prawdą, a jednak św. Paweł miał tego dość i w końcu wygnał ducha nieczystego. Dlaczego? Ano dlatego, żeby nikt pochopnie nie pomyślał sobie, że pogańska wróżbitka zapowiadała przyjście Chrystusa i Jego Apostołów, bo zapowiadać Boga może tylko ktoś dobrze przez Niego poinformowany. W tym przypadku podstępne kłamstwo szatana polega na wywołaniu u ludzi wrażenia, że wyrocznie pogańskie, jak na przykład Sybilla albo Pytia, były w stanie zapowiedzieć przyjście Syna Bożego, co jest oczywistą nieprawdą. Te wieszczki umiały tylko „wieszczyć” po fakcie, nigdy przed, tak było zresztą i tym razem.

Trzeba więc być niezwykle ostrożnym, gdy słyszymy o „prawdzie”, albo o Duchu Świętym, gdyż bardzo łatwo możemy zostać zwiedzeni. To, że ktoś kiedyś powiedział coś, co wydaje się być „prawdą”, nie musi wcale oznaczać, że poznał on Przedwiecznego Boga. Taka interpretacja jest niczym nieuzasadniona. Dlatego bardzo ważne jest rozgraniczenie między manifestacjami Bożego działania, a Bożą obecnością. Na przykład Patriarcha Józef wykładał sny mocą przebywającego w nim Ducha Świętego, nie on mówił przecież, lecz Bóg (Rdz 41:16). Podobnie też prorok Daniel i inni prorocy przemawiali mocą mieszkającego w nich Ducha Świętego, tak jak to formułujemy w Wyznaniu Wiary. Wykładaczy snów i wróżbitów było wielu i za czasów Patriarchy Józefa, i za czasów Proroka Daniela, ale żaden z nich nie mógł sprostać mądrości Ducha Świętego przebywającego w Prorokach.

Bóg działał w historii ludzkości zawsze poprzez cuda i znaki stojące ponad stworzonymi przez Niego prawami natury, nie mówiąc już o tak zwanej „mądrości” synów ludzkich. Te właśnie wielkie i cudowne dzieła Boże mieszczą się w terminie „Boże Objawienie”. Dzięki Jego cudownej interwencji Sara zrodziła Abrahamowi syna Izaaka, z którego Bóg wyprowadził nowy naród. A do czego właściwie Bogu potrzebny był ten “naród wybrany”? Otóż potrzebny był Bogu naród, który w odróżnieniu od innych narodów pogrążonych w ciemnościach pogaństwa, będzie wyznawał jedynego, prawdziwego Boga i który będzie przechowywał Jego Prawo i Jego objawione słowa. Poza tym Bóg starannie przygotowywał Wcielenie Swojego Syna i jego celem było stworzenie narodu, który zdolny byłby wydać na świat godny przybytek dla Jego chwały. Tym przybytkiem jest oczywiście Przeczysta Bogurodzica, zgodnie ze słowami św. Grzegorza Palamasa: „Cały Stary Testament wskazuje na Przeczystą Bogurodzicę.”

Jezus Chrystus, Syn Boży, druga Osoba Przenajświętszej Trójcy, nie mógł zostać zrodzony wśród pogańskiego żywiołu, gdyż pogaństwo jest w swej istocie oddawaniem czci szatanowi, jest ohydą i nierządem w oczach Bożych. Bo wszyscy bogowie pogan to demony (Ps 96:5). Dlatego też Jezus Chrystus mógł się począć tylko w łonie bezgrzesznej Dziewicy, co było zapowiedziane wcześniej przez Proroków. Bóg uniżył się i przyjął postać sługi, to znaczy przyjął naszą naturę cielesno-duchową, jednak najmniejszego grzechu na Siebie przyjąć nie mógł, w tym nawet grzechu rodziców, gdyż jest to niemożliwe, aby święty Bóg mógł być skażony grzechem. A więc cała historia Izraela, Prawo, Prorocy, to wszystko wskazuje i zapowiada przyjście na świat Przeczystej Bogurodzicy, poprzez krzak gorejący, drabinę Jakubową, runo Gedeona, zakwitłą laskę Aarona, Namiot Spotkania i Przybytek Boży wraz z Arką Przymierza, zawsze zamkniętą bramę do miasta świętego, przez którą ma wejść Król Izraela.

Być może wymaga jeszcze dalszego uzasadnienia to, że Duch Święty nie mógł przebywać u pogańskich mędrców. Hieromnich Damascene uważa za oczywiste to, że ludzie spoza Objawienia mieli taki sam dostęp do prawdy, którą zwykle nazywa Absolutem, jak Prorocy Starego Testamentu. Tłumaczy to tym, że odbiciem niezmiennej Bożej Mądrości jest stworzony świat, a każdy człowiek, jako obraz Boży, jest mieszkaniem Bożej prawdy. Dokładnie ta sama prawda przebywała zarówno w Adamie, jak i każdym z nas. Ta „prawda uniwersalna” utożsamiana jest z Duchem Świętym, który „wszędzie jest i wszystko napełnia”. Celem człowieka jest jedynie odkryć tę prawdę w sobie, na przykład poprzez uważną obserwację swoich myśli, poprzez kontemplację, czy też różne techniki ascetyczne. Dzięki nim zdolni jesteśmy ową „prawdę” osiągnąć, doświadczyć jej, przyswoić ją sobie, a wtedy dany nam będzie wgląd we wszystkie tajemnice, osiągniemy „oświecenie” i staniemy się podobni największym mędrcom albo filozofom.

Ale czy Pismo Święte uczy, że Prawda (w sensie religijnym), a mówiąc ogólniej poznanie Boga, jest tak szeroko dostępne i możliwe dla każdego człowieka? Jak już wykazaliśmy wyżej wyraźną nauką płynącą z Pisma Świętego jest to, że to Bóg się objawia ludziom, zazwyczaj na drodze nadprzyrodzonych, potężnych i cudownych dzieł. Nigdzie nie spotykamy takiego przypadku, aby człowiek bez Bożego działania, bez Jego cudownej interwencji, samodzielnie mógł się do Boga zbliżyć i Go poznać. To Bóg powołał Abrahama i złożył mu obietnicę, a nie na odwrót. To prawda, że poganie mogą wykoncypować sobie istnienie Boga Stwórcy świata, mogą też na podstawie stworzenia rozmyślać o Jego potędze i mądrości, ale „wykoncypowanie” sobie istnienia Boga nie jest równoznaczne z poznaniem Jego tajemnic. To są dwie różne rzeczy. To jest taka różnica, jaka zachodzi pomiędzy mówieniem o miłości, nawet jeżeli są to słowa piękne albo bardzo mądre, a poznaniem jej, czyli prawdziwym zakochaniem się. Właśnie tu tkwi największy dramat, gdyż nie jest możliwe pokochanie nieznanego Boga, trzeba Go najpierw poznać. Być może można jakoś czcić coś, czego się nie zna, być może można nawet o tym filozofować, jednak prowadzi to donikąd, do „pustki”, tak bardzo popularnej we wszystkich religiach i doktrynach Wschodu. Po upadku w grzech człowiek popadł w ogromną „pustkę”, mógł właśnie jedynie dyskursywnie myśleć o Bogu, wyobrażać Go sobie, gdyż bezpośredni kontakt, osobista łączność, została utracona. Właśnie dlatego Bóg musi się nam objawiać, gdyż poznanie Go w inny sposób stało się dla człowieka niemożliwe, nie może poznać Go ani na drodze tworzenia filozofii, ani poprzez intuicję, ani poprzez naukę czy sztukę, ani poprzez żaden inny rodzaj działalności umysłu. Bóg postanowił objawić się raczej na przekór mądrości tego świata, aby wyśmiać nauki filozofów, którzy w Jego oczach są jedynie fałszywymi wykładaczami snów i niczym więcej. Samo twierdzenie, że Boga można poznać poprzez działanie ludzkiego umysłu, bez konieczności szczególnej łaski, jest kłamstwem, mitem, niebezpieczną ułudą i snem, jest z gruntu antychrześcijańskie.

Można jeszcze inaczej próbować bronić „mądrości” Lao-Tse i innych filozofów, twierdząc, że oni właśnie otrzymali ową szczególną łaskę Bożą, sami nawet o tym nie wiedząc. Po prostu byli na tyle uczciwi i prawi, tak jak powiedzmy, Henoch, że spodobali się Bogu i On obdarzył ich łaską mądrości. Jednak trzeba tutaj znowu przypomnieć, że upadły umysł ludzki nie jest w ogóle w stanie poznać Boga. Na drodze do Raju, gdzie poznanie Boga było naturalnym stanem, stoi Cherubin z ognistym mieczem. Coś, co jest skażone złem i grzechem nie może być naczyniem Ducha Świętego. Dlatego jedyna droga powrotna wiedzie poprzez wiarę, która jest czymś daleko innym od filozoficznych rozważań. Oto jedyny możliwy instrument wiodący do poznania Boga: Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą (1 Kor 1:20-24).

Tak się składa, że żaden mędrzec pogański ani filozof nie głosił wiary w Boga, z tego prostego faktu, że Bóg im tego nie objawił. Żeby w coś uwierzyć, trzeba żeby najpierw nastąpiło Boże Objawienie, które byłoby wiarygodne. Zamiast wiary, mędrcy głosili „prawdę” wedle własnych wyobrażeń i ocen, a raczej „prawdy”, każdy inną, co było niezmiennie przyczyną kłótni i sporów między nimi. Jak już pisaliśmy, samo użycie słów: „prawda”, „Bóg”, „Absolut”, nie oznacza jeszcze, że mamy do czynienia z Bożym Objawieniem. Tym bardziej nie wystarczające jest samo użycie słowa „Droga” („Tao”), aby nabrać pewności, że mamy do czynienia z drugą Osobą Trójcy Przenajświętszej, z Jezusem Chrystusem. Na przykład kiedy Żydzi ulali sobie cielca ze złota na pustyni nazywali go Adonai, co wydaje się całkiem poprawnym i słusznym terminem w odniesieniu do Boga. Co więcej, mówili też: Izraelu, oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej (Wj 32:4). Czy jednak dzięki temu oddawali cześć Bogu? Dlaczego więc Bóg rzekł: Chcę ich wyniszczyć (Wj 32:10). A więc posługiwanie się tytułami przynależnymi Bogu nie wystarcza do tego, aby oddawać Mu cześć, a nawet może być wręcz przeciwnie, może stać się powodem odstępstwa i zdrady. Dlatego prorocy Starego Testamentu nie nazywali Boga Absolutem, Uniwersalną Praprzyczyną, Mocą Wszechobecną, tylko mówili: Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba, to wykluczało wszelkie pomyłki.

Ani Lao-Tse, ani żaden z filozofów nie używał tego arcyprecyzyjnego określenia, gdyż nie znali żadnego z tych Patriarchów oraz złożonych im obietnic. Chrystus powiedział nam poza tym, że zbawienie bierze początek od Żydów (J 4:22), a więc inne niż żydowskie tradycje, religie i mądrości możemy spokojnie odrzucić, jako nie pochodzące od Boga. Poznanie Boga możliwe jest tylko poprzez wiarę w Jego Objawienie, które miało miejsce wyłącznie w narodzie żydowskim, a wypełniło się wraz z przyjściem Mesjasza, Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa. A więc wbrew tezom hieromnicha Damascena nie było możliwe dla człowieka zobaczenie Bożych Energii, czy otrzymanie innych łask.

Na czym polega zasadnicza różnica między religiami Wschodu a chrześcijaństwem? Owszem, tu i tam mamy na przykład praktyki ascetyczne, na Wschodzie nieraz jest to ascetyzm bardzo daleko posunięty, wręcz szokujący i bardzo drastyczny. W chrześcijaństwie jednak praktyki umartwiania siebie nie są celem same w sobie, właściwie nie są też środkiem do osiągania jakichś celów, takich jak oświecenie umysłu, stany „mistyczne”, moce nadprzyrodzone, ekstazy, „pustki” czy inne tego typu przyjemne wrażenia. Celem chrześcijańskiego umartwiania jest przede wszystkim ogołocenie z grzechu, z nieczystych myśli, pokus cielesnych, namiętności oraz pokuta za grzechy popełnione w przeszłości, wraz z żalem i smutkiem z tego powodu. Poza tym praktykowanie ascezy musi być połączone z prawdziwym kultem Boga, inaczej staje się wyłącznie techniką w zdobywaniu pewnych umiejętności i pożądanych stanów umysłu. Słowa: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7:7) skierował Chrystus do Swoich uczniów, co znaczy że trzeba najpierw wiedzieć, do Kogo należy swoje prośby skierować, gdzie szukać, w które drzwi trzeba zastukać, żeby nie okazało się, że swoje prośby kierujemy do złych duchów, a prawdy szukamy u ojca kłamstwa. Być może religie Wschodu starają się zaprowadzić jakiś ład w ludzkiej psychice i duszy, jednak czy to się im udaje? Ten osiągnięty ład jest tylko ułatwieniem dostępu sił nieczystych, a więc nie jest to prawdziwy ład i pokój. Chrystus powiedział: Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku. A gdy go nie znajduje, mówi: Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem. Przychodzi i zastaje go wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I stan późniejszy owego człowieka staje się gorszy niż poprzedni (Łk 11:24-26), a więc te wszystkie techniki uspakajające, relaksujące, medytacja, osiągnięcie harmonii z całym kosmosem, zdrowie psychiczne i fizyczne, mogą prowadzić do opętania przez tabuny złych duchów, a więc do najdalej posuniętego zniewolenia osoby przez demony.

Kwestią zasadniczej wagi w życiu duchowym człowieka jest właśnie działalność złych duchów. Gdyby ich nie było, wtedy rzeczywiście wszyscy uczciwi i porządni ludzie, którzy odrzuciliby miraże tego świata, własne fantazje i wyobrażenia, pozbyliby się ziemskich pragnień i emocji, dochodziliby, niejako duchowym prawem grawitacji, do Jedynej Prawdy, Słońca Wszechświata, do Jedynego Boga. Cały problem polega jednak na tym, że szatan stale, uparcie i z lubością podaje się dokładnie za to, czego szukamy, wychodząc nawet naprzeciw naszym oczekiwaniom, stara się je wszystkie „wypełnić”, a przez to okłamać i zniewolić.

Nie ma co wyruszać na duchowe przygody bez odpowiedniego przygotowania, zwłaszcza bez doświadczonego kierownika duchowego posiadającego rozeznanie duchowe. Inaczej jesteśmy tylko łatwym łupem złego ducha. A jeszcze pomagamy mu w tym „ogałacając” się z ego i osiągając stan „pustki”, tak bardzo pożądany w religiach Wschodu. Wydaje się, że człowiek nie może uczynić nic bardziej nierozsądnego i niebezpiecznego, jak właśnie starać się osiągnąć ten stan „pustki” wewnętrznej, gdyż trzeba wiedzieć, że ten stan „pustki” jest naturalnym mieszkaniem diabła. Lao-Tse powiada, że tylko puste naczynie jest użyteczne, jest to prawda, ale owo puste naczynie można napełnić albo czymś dobrym, albo czymś złym, złotem albo nieczystościami. Dlatego samo ogołocenie się to jeszcze nie wszystko, teraz trzeba ową „pustkę” wypełnić Bogiem. Obecność Ducha Świętego jest dokładnym zaprzeczeniem „pustki”, jest pełnią i życiem. Sam termin „pustka” jest terminem niebiblijnym, nigdy nie używanym w stosunku do niezgłębionej tajemnicy Boga. Spotykamy natomiast ten termin u proroka Daniela opisującego bestię apokaliptyczną: Na skrzydle zaś świątyni będzie ohyda ziejąca p u s t k ą i przetrwa aż do końca, do czasu ustalonego na spustoszenie (Dn 9:27). Mamy tutaj potwierdzenie, że owa wschodnia doktryna „pustki” ma ścisły związek z szatanem, który jako ohyda spustoszenia przy końcu czasów zasiądzie w świątyni Bożej.

Prawda o Lao-Tse jest taka, że starzec ten ogałacając się z myśli i woli, popadł pod wpływ złego ducha, który chętnie ukazał mu to, do czego dążył, a więc specyficzny rodzaj mądrości oraz „pustkę”, którą starzec ten wziął za „ostateczną prawdę”. Oczywiście nie ma to nic wspólnego z Mądrością Bożą, tutaj niezbędna jest nadprzyrodzona Boża interwencja i łaska. Boże Wcielenie nie było, jak chce hieromnich Damascene, potwierdzeniem wcześniejszych „mądrości”, ale ich usunięciem, inaczej mówiąc było pokonaniem władzy złego ducha i panowania śmierci, postrzeganej przez ludzi jako nieuchronna nicość. Dopiero od tego momentu w historii człowiek może skutecznie przeciwstawić się demonom, może stąpać po wężach i żmijach, i podeptać lwa i smoka (Ps 92:3) i zbliżyć się do Źródła Mądrości, Jezusa Chrystusa.

Zobaczmy, że nauka Proroków Starego Testamentu w niczym nie przypomina uwodzicielskiej „mądrości” Lao-Tse. Porównajmy tę ostatnią na przykład z naukami św. Jana Chrzciciela, Bożego Poprzednika, który wzywał ludzi do pokuty, i który niejako „palcem” wskazał Syna Bożego, Zbawiciela Świata, już bez symboli, obrazów, cienia, czy tajemniczych alegorii. Co ma jedno wspólnego z drugim? Czy mamy tu jakieś dywagacje filozoficzne o tym i owym, o jakimś Tao, czy Te, czy Yin i Yang, czy jeszcze innych temu podobnych bzdurach? Tutaj mamy do czynienia z pełnią łaski, z Bożą obecnością, pełną treści, bardzo konkretnych i prostych przykazań, a przede wszystkim pełną miłości. Wszyscy Prorocy Starego Testamentu nie osiągali „pustki”, gdyż byli przepełnieni Duchem Świętym, zawsze byli wierni Bogu ob

Najnowsze od Administrator