Monaster Świętych Cyryla i Metodego w Ujkowicach
Powstanie monasteru w Ujkowicach
Powstanie monasteru w Ujkowicach
Wśród malowniczych wzgórz podprzemyskich, 10 km od Przemyśla w kierunku północno-zachodnim, na końcu wsi Ujkowice na górze powstaje nowy prawosławny monaster pw. Śww. Cyryla i Metodego, Apostołów Słowian.
Fundatorami i założycielami monasteru w Ujkowicach są dwaj mnisi: O. Archimandryta Nikodem (Makara) - z lewej i O. Ihumen Atanazy (Dębowski), którzy 24 lipca 1986r. zakupili gospodarstwo rolne i w budynkach gospodarczych zorganizowali pierwszą kaplicę i izbę mieszkalną. Data założenia monasteru wiąże się dokładnie z datą zniszczenia ostatniego prawosławnego monasteru na Ziemi Halickiej - Maniawskiego Skitu 24 lipca 1786r. Dziś w Monasterze przebywa trzynastu mnichów. Stan 20 XII 2005. Patronalne święto monasteru - 11 (24) maja.
Cudowna Ikona 'Pocieszenia i Dobrej Rady'
Święci Równi Apostołom Cyryl i Metody, Apostołowie Słowian
W 1985r. obchodzono uroczyście w krajach słowiańskich 1100 lat od przejścia na niebo św. Metodego, Pierwszego Arcybiskupa Wielkiej Morawy. Papież rzymski Jan Paweł II wydał encyklikę 'Slavorum Apostoli'. 11 maja 1985r. J. E. ks. Biskup Vladimir Tarasewicz, Wizytator Apostolski dla Białorusinów Katolików eryguje monaster w Ujkowicach dla uczczenia tych wielich świętych. 29 września 1994r. Monaster zostaje przyjęty przez Św. Synod PAKP na łono Cerkwi Prawosławnej.
Święci Bracia z Salonik Konstanty Cyryl (827-869), twórca alfabetu słowiańskiego, zwanego głagolicą i Michał Metody (820-885), przybyli na Morawy na zaproszenie świętego księcia Rościsława na pracę misyjną ok. 863r. Wprowadzili do Liturgii język słowiański, czym bardzo narazili się germańskim biskupom, którzy twierdzili, że do Boga można modlić się tylko w trzech językach: po hebrajsku, po grecku i po łacinie, bo w tych językach Piłat umieścił napis na krzyżu. Południowe ziemie Polski wchodziły w skład Wielkich Moraw. Pozostały nam rotundy z tego okresu, drugi alfabet - cyrylica i cała duchowość słowiańska, która żyje do dziś. Cerkiew Prawosławna trzy razy czci pamięć swych Apostołów: 14 lutego - dzień przejścia na Niebo św. Cyryla, 6 kwietnia - św. Metodego i razem 11 maja wg starego stylu.
Historia Monasteru
Nieliczne źródła zachowane do dziś, wspominają o istnieniu Prawosławnego Monasteru w takiej czy innej miejscowości na Podkarpaciu przed rokiem 1700 czyli przed wprowadzeniem schizmy brzeskiej. Są dwa sposoby przekazu takich informacji. Jeśli przekazuje je naukowiec wyznania rzymsko-katolickiego pisze najczęściej: "do czasów unijnych istniał tu klasztor bazyliański Kościoła Wschodniego", jeśli pisze człowiek spoza Kościoła Rzymskiego, np. Greko-katolik, to pisze o tym samym tak: "do unii istniał tu monaster schizmatycki", a ostatnio na przykład Telewizja Polska w programie o Posadzie Rybotyckiej o byłym monasterze prawosławnym podała taką wiadomość: "do unii istniał klasztor bazyliański ..., potem przybyli uniccy bazylianie ..." Tego typu informacje, a raczej dezinformacje zacierają ślady istnienia Prawosławia i prawosławnego monastycyzmu na ziemi Przemyskiej i na Podkarpaciu. Skrzętne unikanie wyrażenia "prawosławni" ma określone zadanie: wyrobić u współczesnych przekonanie, że prawosławie na tych terenach nie istniało a zostało przyniesione dopiero po I wojnie światowej. Jest to ta zwane naukowe zacieranie śladów po Prawosławiu, którego korzenie na tym terenie sięgają czasów misji apostolskiej świętych Cyryla i Metodego, kiedy Przemyśl i ziemia Podkarpacka wchodziła w skład Wielkich Moraw. Przypuszcza się, że już za czasów świętego Metodego mogło być w Przemyślu erygowane biskupstwo słowiańskie. Wraz z rozwojem diecezji na pewno rozwijało się życie mnisze na tych terenach.
"Żywot świętego Mojżesza Węgrzyna" wzmiankuje o dwóch wydarzeniach: pierwsze to postrzyżyny w stan mniszy świętego Mojżesza przez mnicha ze świętej Góry Atos na terenie państwa Bolesława Chrobrego, a druga prawda zawarta w "Żywocie" głosi, że Bolesław Chrobry w 1023 roku wypędził z Polski wszystkich mnichów słowiańskich, za co dwa lata później otrzymał od papieża królewską koronę.
Jeżeli naukowcy spierają się o północną granicę zasięgu Kościoła Cyrylo-Metodiańskiego, to ziemia przemyska i Podkarpacie nieprzerwanie i bezdyskusyjnie trwały i nadal trwają w tej samej tradycji, którą otrzymały 1100 lat temu od Apostołów Słowian. Niektórzy "naukowcy wyznaniowi" przeciwni obecności Prawosławia na tych ziemiach od misji morawskiej, domagają się "naukowych dowodów", wiedząc o tym, że wszystkie naukowe dowody przez tysiąc lat były dokładnie niszczone i zacierano ślady z całą dokładnością, czego jesteśmy świadkami do dziś na ziemi przemyskiej.
Silna fala zmywające prawosławne monastery z Podkarpacia przyszła za czasów Kazimierza Wielkiego, który przyłączył grody Czerwieńskie do Polski, a co za tym idzie, otworzył szerokie możliwości latynizacji i spychania prawosławnych mnichów przez prężne zakony żebrzące franciszkanów i dominikanów. Wiele prawosławnych monasterów przestało istnieć.
Druga fala, najgroźniejsza i śmiercionośna dla monastycyzmu Podkarpackiego zmyła Monastery po roku 1700. Narzucono wtedy monasterom uniackich bazylianów św. Jozafata, opornych mnichów i wiernych Prawosławiu wypędzono a z czasem potworzono parafie uniackie, które po tragicznej Akcji Wisła, po roku 1947 zlikwidowano lub zamieniono na parafie łacińskie. Tak spełniło się odwieczne pragnienie Kościoła łacińskiego w Polsce aby zlikwidować pozostałość Kościoła Cyrylo-Metodiańskiego w tej części Polski, która uchroniła się w Karpatach przez ponad tysiąc lat. Na naszych oczach zginął Kościół, który przed 1700 rokiem liczył około 3 miliony wiernych i kilkadziesiąt monasterów.
Epizod uniacki w prostym narodzie prawosławnym nie zabił duchowości Cyrylo-Metodiańskiej. Pozostała ona skryta w drewnianych cerkiewkach, w bałkańskich ikonach, w śpiewach i umiłowaniu ojczystej Wiary i Tradycji. Gdy nadarzyła się okazja po I wojnie światowej wiele parafii pod rządami uniackimi powróciło do Cerkwi Prawosławnej. Po II wojnie światowej pomimo zbrodniczego wysiedlenia niewinnych ludzi, odrodziła się jednak z popiołów spalonych cerkwi i świętych ikon, z powracających z wygnania Rusinów, z ich umiłowania tradycji Cyrylo-Metodiańskiej Prawosławna Diecezja Przemysko-Nowosądecka. Na jej czele stanął po trzystu latach przerwy pierwszy prawosławny biskup, syn ziemi łemkowskiej, Jego Ekscelencja Adam Dubec. Erygowanie odnowionej Diecezji Przemyskiej nastąpiło w 1983 roku, a siedzibą biskupa zostało miasto Sanok z bogatymi tradycjami wschodnimi.
W lipcu 1786 roku został zniszczony ostatni Monaster Prawosławny na ziemi Halickiej. Dokładnie 200 lat później, 24 lipca 1986 roku dwaj mnisi, ihumen Nikodem (Makara) i hieromnich Atanazy (Dębowski) zakupili gospodarstwo rolne w Ujkowicach, pięć kilometrów na północny zachód od Przemyśla. Rozpoczęli gromadzenie materiału i budowę betonowego ogrodzenia, którym opasali obszar około jednego hektara. Pośrodku placu obok starej stodoły, która posłużyła za pierwsze mieszkanie mnichom i pierwszą świątynię własnoręcznie przygotowaną na klepisku w stodole z płyt pilśniowych i desek, mnisi własnoręcznie wybudowali murowaną cerkiew dedykowaną świętym Cyrylowi i Metodemu. Początkowo było ich dwóch. Z czasem dołączali do nich inni chłopcy, którzy zapragnęli w pocie czoła tworzyć podwaliny pod rodzący się nowy Monaster na ziemi przemyskiej.
Data założenia Monasterem w Ujkowicach zbiega się dokładnie z datą likwidacji ostatniego monasteru tzw. Maniawskiego Skitu. Erygowanie Prawosławnej Diecezji Przemysko-Nowosądeckiej w roku 1983 zbiega się z datą święceń dwóch mnichów - Nikodema i Atanazego, którzy w Chicago w USA dnia 1 października 1983 r. przyjęli święcenia kapłańskie, aby w przyszłości wrócić do Polski i założyć Monaster na Podkarpaciu. Takich zbieżności w życiu mnichów będzie więcej.
To nauczyło ich przyjmować wszystko jako przejaw działania Bożego. Często sami powtarzają, że Bóg potrafi pisać prostymi liniami po naszych krętych drogach a my sami musimy nauczyć się czytać Boży alfabet, który Bóg pisze przez wydarzenia, przez ludzi i przez wielorakie sposoby aby zwrócić uwagę wierzących na Jego obecność w świecie. Monaster w Ujkowicach, jawi się mnichom jako dar Boży dla Podkarpacia, dla Eparchii Przemysko-Nowosądeckiej i dla nich samych, jako miejsce uświęcenia, jako raj na ziemi.
Obecny Archimandryta Nikodem (Makara) urodził się 1 kwietnia 1952 roku w Żurawicy, 5 kilometrów na północ od Przemyśla. Jest więc synem ziemi przemyskiej. Tak jak ta ziemia wielokrotnie doświadczana, tak i jego rodzina nosi na sobie skutki wiatrów historii zasypujących bruzdę Cyrylo-Metodiańską. Przodkowie ojca Nikodema ze strony ojca to rodzina Makarów z Kramarzówki koło Pruchnika, a ze strony matki to rodzina Hnatowskich z Żurawicy. W przeszłości byli prawosławnymi Rusinami, a w czasach przedwojennych jedni należeli do Cerkwi Greko-katolickiej, inni zaś do Kościoła łacińskiego. Rodzina Hnatowskich mieszkała w Żurawicy Ruskiej, ponieważ istniała też Żurawica Lacka, a jedną i drugą nabył książę Sapieha. Naprzeciw siebie stały dwie świątynie jak w wielu innych miejscowościach na tej ziemi. Nikita Hnatowśkyj ożeniony z Polką Franciszką ze Stysiałów, pochodzącą z Tuligłów, miał czworo dzieci: dwóch synów - Michaiła i Lwa, których z godnie z ówczesnym prawem ochrzczono w cerkwi św. Paraskewii w Żurawicy. Dwie córki natomiast ochrzczono w Kościele łacińskim. Tak chciało ówczesne prawo wyznaniowe na tej ziemi. Zdarzało się więc, że jedna matka rodziła Polaka lub Rusina. Ta nieszczęsna praktyka była przyczyną wielu cierpień w gronie tej samej rodziny między mężem a żoną, między braćmi i siostrami. Apogeum osiągnęła w czasie II wojny światowej i w czasie wysiedlania w Akcji Wisła. To cierpienie nie ominęło również rodziny Hnatowskich.
Po Akcji Wisła przestała istnieć Greko-katolicka parafia w Żurawicy a cerkiew św. Paraskewii z trzema kopułami i złoconymi krzyżami zrujnowano dla uczczenia tysiąclecia łacińskiego chrztu Polski w 1966 roku. Gruz z cerkwi wysypano na drogi po których młody Ryszard (chrzestne imię ojca Nikodema) chodził jak po dywanie do łacińskiego kościoła, nie wiedząc, że te ruiny wysypane w błoto bezbożną ręką, doprowadzą go do powrotu ku źródłom Prawosławia, z którego w historii obficie czerpali jego przodkowie. Jako dziecko zapamiętał ruiny cerkwi, której drzwi zabito deskami a klamki owinięto drutem kolczastym. Wiele razy wspominał dzień, gdy przez dziurkę od klucza zajrzał do wnętrza cerkwi i spotkał się oko w oko z Pantokratorem z namiestnej ikony w ikonostasie. Wspomina ten dzień jako zwrotny w jego życiu. Zjawiło się pytanie: Dlaczego ten sam Jezus Chrystus w jednej świątyni odbiera cześć a w drugiej przez tych samych ludzi jest znieważany? Wtedy nie umiał znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
Od dziecka, jak wspomina, zawsze chciał być mnichem. W wieku dziewięciu lat napisał pierwszy list do klasztoru na Jasnej Górze w Częstochowie w sprawie przyjęcia go do zakonu. Odpisano mu wtedy, że musi ukończyć szkołę i dopiero wtedy starać się o przyjęcie. Zrobił to, mając siedemnaście lat, po ukończeniu szkoły budowlanej w Jarosławiu o specjalności cieśla budowlany. Maturę zdawał już jako mnich w liceum w Częstochowie. Tu właśnie w roku 1975 poznał przyszłego ojca Atanazego, z którym przyszło mu się związać na całe życie dla przyszłej pracy nad budową Monasteru w Ujkowicach. Od roku 1974 do 1978 studiował filozofię i teologię w Wyższym Seminarium Duchownym Ojców Paulinów na Skałce w Krakowie. W 1978 roku wyjechał na studia do Leuven w Belgii z pośrednictwa Biura Misyjnego, aby przygotować się do przyszłej pracy misyjnej w Ameryce Południowej. Ojciec Atanazy (Dębowski) urodził się 8 kwietnia 1955 roku w Opocznie w rodzinie Wacława i Julianny z domu Świderskiej. Rodzina Dębowskich podobno kiedyś żyła na wschodzie Polski ale czy miała jakiekolwiek powiązania z Prawosławiem - nie wiadomo. Opoczno przed I wojną światową należało do tak zwanej Guberni Piotrkowskiej, a dziadek ojca Atanazego, Stanisław Dębowski, jako najstarszy z rodziny, służył w carskiej armii. Często mały Adaś (chrzestne imię ojca Atanazego) słyszał z ust dziadka o wierze prawosławnych Rosjan, o podwójnych świętach za carskich czasów i patrzył na portret cara Mikołaja II, który wisiał nad łóżkiem dziadka i pozostał w rodzinie do dziś. Szacunek do wiary prawosławnej ojciec Atanazy wyniósł z domu rodzinnego, choć praktycznie nie zna jej. Przypadkowe zdjęcia duchownych prawosławnych, a najczęściej mnichów, wzbudzały w nim nieznane dreszcze, które zawsze pozostawiały w duszy młodego chłopca nieznane pragnienie za czymś tajemniczym i nieznanym. Naukę kontynuował Adam w Technikum Budowlanym w Tomaszowie Mazowieckim, które ukończył świadectwem maturalnym i dyplomem z architektury w maju 1975 roku. Od dziecka, jak pamięta, zawsze chciał być mnichem, a przez kolegów nazywany często "pustelnikiem", ponieważ bardzo lubił przebywać w lesie w samotności. Od czwartej klasy szkoły podstawowej utrzymywał listowny kontakt również z Paulinami z Częstochowy. Dnia 26 sierpnia 1975 roku został przyjęty do nowicjatu ojców Paulinów w Częstochowie. Tu poznał Ryszarda Makarę - ojca Nikodema.
Od tego momentu spotkały się ich drogi przed ikoną Częstochowskiej Bogarodzicy, która wezwała ich z różnych części Polski w to miejsce aby przygotować ich do nowych zadań, wtedy przed nimi zakrytych. W czasie studiów seminaryjnych w Krakowie na Skałce obaj zorientowali się, że ich rodzice zawierali związek małżeński w tym samym dniu i w tym samym roku, choć 320 kilometrów dzieliło ich domy od siebie - dnia 1 kwietnia 1951 roku.
Wspólne przygotowania się do kolokwiów czy egzaminów przeplatane były wspomnieniami z dzieciństwa. Najciekawsze były wspomnienia Ryszarda Makary opowiadającego o swojej rodzinnej wiosce, o cerkwi, o Bieszczadach usianych cerkiewkami, o ikonach, o całym zaginionym świecie, który nosił w swoim sercu. Z tych rozmów zrodziło się pragnienie poznania Cerkwi, jej Liturgii, ikon, duchowości. W Krakowie nie było to trudne. Na ulicy Szpitalnej istnieje parafia prawosławna. Do niej w niedziele po liturgii w kaplicy seminaryjnej można było, za zgodą przełożonych, iść do cerkwi na Liturgię. Serdeczne przyjęcie mnichów paulińskich przez proboszcza prawosławnej parafii, księdza Eugeniusza Lachodzkiego, otworzyło przed nimi nowy świat, nową rzeczywistość do której rwały się ich serca od wczesnej młodości. Tu odkryli to, co pragnęli poznać od dawna, z czym się utożsamiać i czemu służyć. W praktyce powstał chór seminaryjny braci paulińskiej, który wyćwiczył Liturgię prawosławną i często brał czynny udział w nabożeństwach ekumenicznych w prawosławnej cerkwi przy ulicy Szpitalnej w Krakowie.
Odkrycie Prawosławia przez młodych paulinów doprowadziło ich do miejsca w którym trzeba było się opowiedzieć, czy pozostać mają katolickimi paulinami czy stać się prawosławnymi mnichami. Przejście na prawosławie w owym czasie i przy tej świadomości, nie było możliwe. Pragnienie zaś bycia wschodnim mnichem było silniejsze niż presja otoczenia, wychowanie religijne i rodzinne. Powstał problem - jak je zrealizować? Bóg sam dał rozwiązanie w krótkim czasie.
Brat Ryszard Makara wyjechał, jak już wspomniano, na studia misjologii i języka hiszpańskiego do Belgii na uniwersytet do Leuven. W tym czasie brat Adam Dębowski pozostał jeszcze u paulinów. Podczas pobytu w Warszawie dowiedział się o istnieniu zakonu unickich bazylianów przy ulicy Miodowej. Zapytał jednego z ojców, czy przyjmą go do swojej wspólnoty. Usłyszał odpowiedź: "Polaków nie przyjmujemy!" To była pierwsza lekcja!
Po powrocie z Belgii brata Ryszarda okazało się, że podczas jego pobytu zagranicą otrzymał adres do klasztoru świętego Andrzeja w Nazarecie, gdzie przełożonym był polski Ormianin, Ojciec Kazimierz Roszko, były duszpasterz Ormian w Polsce. Po zamknięciu ich świątyni przez kardynała Wyszyńskiego w Krakowie, wyjechał do Rzymu, następnie do USA. Tu został przyjęty do Ukraińskiej Cerkwi w Chicago, następnie wstąpił do wspólnoty św. Andrzeja i został wysłany do misyjnego domu w Nazarecie, gdzie przebywał już kilka lat. On to poznał historię Ryszarda Makary i Adama Dębowskiego i zaprosił ich do Nazaretu aby mogli zrealizować swoje powołanie do wschodniego życia mniszego. Brat Ryszard Makara związany z Biurem Misyjnym nie mógł wyjechać do Nazaretu, oczekując na wizę do Argentyny. Dnia 30 marca 1980 roku wyjechali obaj do Wiednia gdzie Adam Dębowski otrzymał wizę do Izraela, i już 5 kwietnia odleciał do Tel-Awiwu. Ryszard Makara zaś powrócił do Krakowa. Nie otrzymał jednak wizy do Argentyny. Boża Opatrzność przygotowała dla niego miejsce w Nazarecie. Dojechał tam 5 maja 1980 roku i wspólnie już przygotowywali się do złożenia schymy, aby na całe życie związać się ślubami mniszymi z Bogiem. Z błogosławieństwem biskupa Innocentego z Chicago, dnia 21 listopada 1980 roku złożyli schymę mniszą w Nazarecie, w święto Wprowadzenia Do Świątyni Przeczystej Bogarodzicy. Tu w ciszy Nazaretu codziennie uczestniczyli w świętej Liturgii, ćwiczyli się w języku ukraińskim i powoli poznawali, że Kościół w Polsce, że katolicyzm rzymski nie jest pępkiem świata.
Dom zakonny w Nazarecie utrzymywał się z ofiar wiernych z USA i Kanady. Wszystkie prace fizyczne bracia wykonywali sami. Bardzo przydały się umiejętności budowlane wyniesione z Jarosławia i Tomaszowa Mazowieckiego. Sami rozbudowali dom powiększając go o nowe pokoje mieszkalne, otoczyli go krużgankiem. Był to sprawdzian umiejętności, który wobec mieszkających tam Arabów wypadł bardzo dobrze. Niektórzy wysyłali swoich synów aby przy mnichach uczyli się sztuki budowania, aby podpatrzyli coś nowego. Przy okazji pomagali też braciom w różnych pracach. Wyremontowali i rozpisali kaplicę pod wezwaniem Chrystusa Młodzieńca, Który od Nazaretu rozpoczął swoją działalność, od czytania w Nazaretańskiej synagodze zwojów proroka Izajasza. Bracia Ryszard i Adam mieli często okazję modlić się w tej synagodze nie tylko prywatnie ale i brać udział w Liturgii, którą celebrował ojciec Kazimierz. Wiele godzin spędzali przy źródle w Nazarecie skąd wodę czerpała Przeczysta Bogurodzica, gdzie usłyszała słowa Archanioła: "Raduj się, łaski pełna ..." Pobyt w Nazarecie to szkoła pokory, to powrót do źródła wiary.
Jesienią bracia rozpoczęli naukę w Jerozolimie w seminarium duchownym. Wiele czasu poświęcali na zwiedzanie świętego miasta Jerozolimy, na modlitwę w Grobie Zbawiciela, na Golgocie, w sanktuarium świętego Jakuba u Ormian, na Syjonie, w Wieczerniku czy w Getsemani przy grobie Przeczystej Bogarodzicy. Któregoś dnia idąc do Grobu Bożego spotkali na ulicy franciszkanina z Jugosławii, który pozdrowił ich i zawołał: "O, sancti Cirilo et Metodio". To zawołanie na ulicy Jerozolimy pozostało w ich sercach i w uszach jak testament, jak nakaz, który należy wypełnić, aby otrzymać spokój i radość. Myśl o powrocie do Polski i założeniu Wschodniego klasztoru poświęconego św. Cyrylowi i Metodemu od tego dnia nie dawała im spokoju. Wszystko cokolwiek czynili, podporządkowywali temu celowi.
Nawiązali kontakty z siostrami w Monasterze Marii Magdaleny i Jana Chrzciciela na Górze Oliwnej. Siostry z Monasteru św. Marii Magdaleny uszyły im pidriasniki a Ormianie z klasztoru św. Jakuba Apostoła uszyli im riasy. Jerozolima w swojej różnorodności Kościołów, Rytów, Tradycji, Języków - otworzyła oczy naszym braciom z Polski, nauczyła ich patrzeć na Kościół Chrystusa inaczej, niż byli wychowani w Polsce.
Do tej pory w seminarium w Krakowie mówiło się, że jeden jest Kościół Rzymski, najważniejsze są sobory Trydencki i Watykański II, a z Apostołów wymieniano tylko Piotra i Pawła. Zdawało się słuchając wykładów w Krakowie, że inni Apostołowie rozpłynęli się w mrokach historii, że ślad po nich zaginął. Tu jednak okazało się, że istnieją Kościoły: koptyjski św. Marka, św. Bartłomieja i Judy, św. Tomasza w Indiach, św. Andrzeja i Filipa, że Kościół zbudowany jest na fundamencie dwunastu Apostołów a nie tylko jednego Piotra i to w Rzymie. Tu, w Jerozolimie dokonała się przemiana sposobu myślenia z prowincjonalnego na bardziej powszechne. Różnorodność Kościołów i Tradycji w Jerozolimie pokazała naszym braciom prawdziwą powszechność Kościoła, jego jedność w różnorodności, czego do tej pory, żyjąc w Polsce pojąć nie mogli.
Pod koniec lata 1982 roku z woli biskupa Innocentego musieli udać się do Chicago w USA aby przygotować się przez pracę duszpasterską, kontynuację nauki języka ukraińskiego, studium liturgiki i kursy dla diakonów do przyszłych zadań kapłańskich. Aby zakończyć wszystkie potrzebne przedmioty teologiczne biskup wysłał ich do Orchard Lake koło Detroit do polonijnego seminarium św. Cyryla i Metodego, którzy to święci znów stanęli na ich drodze, przypominając im o czekających ich zadaniach. Tutaj sprawowano każdego roku w dniu 14 lutego, w dzień św. Cyryla i Metodego słowiańską Liturgię, której organizatorem był przewodniczący bractwa św. Cyryla i Metodego Stanisław Drya-Lisiecki. Któregoś dnia zapoznał nas z innym człowiekiem, badającym dzieje początków słowiańskiego Kościoła w Polsce, z Frankiem Kmietowiczem, mieszkającym w Windsor, który ukończył właśnie swoją pracę pt. "Kiedy Kraków był trzecim Rzymem". Spotkanie z tymi ludźmi ugruntowało naszą wiedzę na temat początków chrystianizacji Polski oraz wyrobiło silne przekonanie o konieczności powrotu do Polski i kontynuowania tradycji Cyrylo-Metodiańskiej w Polsce.
W lipcu 1983 roku otrzymali święcenia diakonatu a 1 października, w dzień Pokrowu Przeczystej Bogarodzicy, w czasie uroczystej Liturgii, w Soborze św. Mikołaja w Chicago, z rąk biskupa Innocentego Lotockiego hierodiakon Nikodem i hierodiakon Atanazy otrzymali świecenia kapłańskie. Obecny przy tym był również biskup białoruski z Chicago Wladimir Tarasewicz z wiernymi swojej parafii. Po święceniach hieromnisi Nikodem i Atanazy otrzymali błogosławieństwo biskupa na miesięczny wyjazd do Polski w celu odwiedzenia rodzin. Po powrocie do USA otrzymali wizy turystyczne na 6 miesięcy. W tym czasie spełniali wszelkie posługi duszpasterskie w Cerkwi Ukraińskiej w Chicago: odwiedzali chorych w szpitalach i w domach prywatnych, zajmowali się prysłużnikami a wolnych chwilach przygotowywali się do wyjazdu do Polski, kreśląc plany przyszłego Monasteru. Nikt z żyjących z nimi, łącznie z biskupem Innocentym, nie wierzył w ich powrót do Polski. Marzeniem duchownych było wyjechać z Polski w tym czasie. Oni natomiast ciągle mówili o powrocie do Polski, ciągle żyli w swoim Monasterze, którego jeszcze nie było ...
W maju 1984 roku kończyła się ich wiza turystyczna, która nie uprawniała ich do oficjalnego zatrudnienia w USA, mogli jedynie pomagać w duszpasterstwie. Starania o przedłużenie wizy nie przyniosły żadnego rezultatu. Prawo amerykańskie wymagało od nich dwuletniego stażu pracy kapłańskiej, a takiego nie było. Dnia 11 maja 1984 roku biskup Innocenty wobec takiej sytuacji poinformował ich, że podjął decyzję zwolnienia ojca Nikodema i Atanazego z obowiązków duszpasterskich w Chicago i ze swojej jurysdykcji, wydając odpowiednie dokumenty i polecając ich biskupowi, którego obiorą. I znów bracia zauważyli, że decyzja biskupa o wyjeździe do Polski wydana była w dzień św. Cyryla i Metodego - następna litera w Bożym alfabecie, którą ojcowie Nikodem i Atanazy odczytali jako znak od Boga i jako przejaw Jego Woli.
5 czerwca 1984 roku biskup Innocenty zwolnił oficjalnie ojców Nikodema i Atanazego ze swojej jurysdykcji i polecił zgłosić się w Polsce do jakiegokolwiek biskupa. Ojcowie wiedzieli, że w Polsce nie ma wschodniego biskupa katolickiego, a rzymskokatoliccy biskupi nie będą zainteresowani zakładaniem wschodniego klasztoru w Polsce. Postanowili podzielić się swymi spostrzeżeniami z białoruskim biskupem Wladimirem Tarasewiczem z Chicago. Ten poinformował ich, że jako biskup personalny dla wszystkich Białorusinów poza Białorusią może przyjąć ich pod swoją jurysdykcję personalną i wysłać do Polski w celu założenia Klasztoru, nie naruszając praw innych biskupów. Tak też się stało. Biskup Tarasewicz przyjął ojców pod swoją jurysdykcję, powiadomił Kongregację do Spraw Kościołów Orientalnych w Rzymie i wystosował pismo do kardynała Glempa w Polsce, którego kopię wręczył ojcom mówiąc: "W wielkich kancelariach listy lubią ginąć, zachowajcie więc dla siebie kopię." W bliskiej przyszłości okazało się, że miał rację...
Dnia 29 czerwca 1984 roku ojcowie Nikodem i Atanazy po powrocie z USA przez Rzym, gdzie złożyli wizytę w Kongregacji do Spraw Kościołów Orientalnych i otrzymali list polecający od kardynała Rubina, przybyli do Warszawy, aby przedstawić się ówczesnemu Ordynariuszowi dla Kościołów Wschodnich w Polsce, kardynałowi Glempowi. Pierwsza reakcja kardynała Glempa na listy od kardynała Rubina z Rzymu i biskupa Wladimira Tarasewicza była taka: "O, takiego klasztoru nam dzisiaj potrzeba. Szukajcie ojcowie miejsca na klasztor a gdy znajdziecie, powiadomicie mnie."
Szukali więc w trójkącie: Terespol - Przemyśl - Nowy Targ. Reagowali na każde ogłoszenie z gazety: "Sprzedam gospodarstwo rolne ..." Objechali setki kilometrów wiosek i prawdziwego bezludzia w Bieszczadach. Tymczasowo mieszkali w Krakowie lub na poddaszu w plebanii w Żurawicy, w rodzinnej wiosce ojca Nikodema. W międzyczasie ojciec Atanazy znów wyjechał do USA. Tam na początku stycznia 1986 roku uczestniczył w ostatniej posłudze biskupowi Wladimirowi Tarasewiczowi, który zmarł po ciężkiej chorobie raka, będąc kilkanaście miesięcy biskupem. Jedyny dekret, który wydał biskup Tarasewicz to był akt erygowania Monasteru św. Cyryla i Metodego na prawach stauropigialnych "sui iuris" i podniósł ojca Nikodema do godności ihumena.
Po powrocie ojca Atanazego do Polski szukali jeszcze na Podkarpaciu do lipca 1986 roku. Były sytuacje że za dwa dni miał być podpisany kontrakt, a właściciele z niewiadomych przyczyn podnosili cenę wielokrotnie lub zrywali umowę. Dziś patrząc z perspektywy czasu i miejsca, dziękują Bogu za to, że nie musieli osiedlać się tam, gdzie planowali wcześniej zdeterminowani czasem, podwyżkami cen, całą huśtawką ekonomiczną właściwą dla lat osiemdziesiątych.
Kolega Ojca Nikodema z lat szkolnych jako leśnik powiadomił nas o zapuszczonym gospodarstwie rolnym w Ujkowicach, na górze za wioską, którego właściciel kilka lat temu starał się sprzedać je Lasom Państwowym. Dnia 5 lipca, w dzień św. Atanazego ze Świętej Góry Atos stanęli ojcowie na górze w Ujkowicach podziwiając piękny widok rozciągający się od północy w kierunku wschodnim aż do gór od strony południowej. Od zachodu była ściana lasu i koniec zabudowań. Wioska Ujkowice i wszystkie inne wioski leżały w dole. Ojcowie byli oczarowani miejscem i widokiem rozciągającym się z góry na całą okolicę. "To tutaj!" - odczuli w duszy ulgę i radość, że skończyły się dwuletnie poszukiwania i czas oczekiwania na realizację zamierzonych celów.
5 minut trwały negocjacje z właścicielem uwieńczone podpisaniem umowy wstępnej. Dnia 24 lipca 1986 roku w Państwowym Biurze Notarialnym w Przemyślu została podpisana umowa na mocy której mnisi zakupili gospodarstwo rolne 2,5 hektara wraz ze starą stodołą i niedokończoną stajnią. W zakupie gospodarstwa w całości dopomogły dyplomy ukończenia szkół rolniczych wymagane w owym czasie przez ówczesne prawo dla tych, którzy chcieli nabyć ziemię. Ojcowie wcześniej ukończyli wymagane kursy, dlatego zakup gospodarstwa w Ujkowicach nie wymagał podziałów i zgody urzędników gminnych; odbył się sprawnie i szybko.
Dnia 26 sierpnia ojcowie na stałe wprowadzili się do stajni, w której jeszcze niedawno poprzedni właściciel trzymał sześć koni. Do tego czasu ojcowie przerobili stajnię na dom mieszkalny a na klepisku w stodole urządzili prowizoryczną czasownię, w której sprawowali Liturgię do grudnia 1990 roku.
W czasie poszukiwania miejsca pod Monaster, na co ojcowie otrzymali zgodę samego kardynała Glempa jako Ordynariusza dla Kościołów Wschodnich w Polsce, musieli wejść w konflikt z przemyskim biskupem Ignacym Tokarczukiem, który sprzeciwił się decyzji Prymasa Polski i nie wyraził zgody na osiedlenie się mnichów na terenie jego diecezji. Motywował to tym, że „tu jest sytuacja wyjątkowa , tu nie ma żadnych Ukraińców, nie ma też wolnych cerkwi bo wszystko trzymają w swoich rękach komuniści, najlepiej gdybyście się osiedlili w olsztyńskim albo na ziemiach zachodnich”. Odpowiedź ojców, że nie proszą o pozwolenie na założenie Monasteru, bo takie posiadają od swego biskupa Wladimira Tarasewicza, wywołała gniew w człowieku, który nie znosił sprzeciwu swych poddanych. Podczas poszukiwań miejsca pod Monaster często słyszeli ojcowie uwagi od duchowieństwa przemyskiego, aby wracali do Ameryki, bo w Polsce nie ma szans na założenie wschodniego klasztoru, a ich biskup na pewno nie zgodzi się na taki czyn.
Po osiedleniu się mnichów w Ujkowicach reakcja kurii przemyskiej była natychmiastowa: do sądu wpłynął wniosek z kurii aby gospodarstwo rolne obywatela Makary przejęło państwo lub przekazało je Kościołowi rzymsko-katolickiemu, ponieważ - jak głosiło doniesienie - „duchowni greko-katoliccy zakupili gospodarstwo z zamiarem budowy klasztoru wschodniego, a zgodnie z postanowieniami synodu lwowskiego, duchownym greko-katolickim nie wolno nic kupić na własność bez zgody Kościoła rzymskiego, ponieważ nie posiadają osobowości prawnej(!). Tu wyszła na jaw prawdziwa postawa katolików rzymskich wobec uniatów. Owocem tego pisma była wizyta urzędników państwowych w stodole w Ujkowicach, pełniącej w owym czasie honory Monasteru. Zażądali oni dokumentów od biskupa, który przysłał ojców do Polski i który erygował Monaster. Tu okazało się, że Bóg przewidział to wydarzenie i zadbał o to, by był to biskup białoruski a nie ukraiński. Po przeczytaniu aktu erygującego Monaster jeden z urzędników stwierdził: „Monaster eryguje biskup białoruski a nie greko-katolicki, czyli ukraiński. Wobec tego postanowienia synodu was nie obowiązują, bo dotyczą one tylko greko-katolików. Możecie śmiało budować.” Tego nie przewidzieli ojcowie będąc w Ameryce, a dziś z wdzięcznością wspominają opatrznościowe spotkanie z biskupem Wladimirem Tarasewiczem. Gdyby wrócili bez jurysdykcji białoruskiej, nie byłoby Monasteru w Ujkowicach. Biskup przemyski nie dopuściłby do jego powstania.
Ojcowie zostali wezwani do kurii przemyskiej, aby wytłumaczyć się ze swego postępowania. Za to, że nie prosili o pozwolenie na osiedlenie się w diecezji przemyskiej (a wiedzieli że takiego nie otrzymają), zostali uznani za osoby zbędne i zabroniono wszystkim duchownym kontaktować się z nimi. Zabroniono też spełniać ojcom jakiekolwiek posługi w Kościele katolickim, rzymskim i greckim. Miała być to kara za to, że odważyli się przejść z Kościoła rzymsko-katolickiego do „wschodniej synagogi” - jak często duchowni rzymsko-katoliccy wyrażali się pod adresem unitów.
Apogeum pogardy i nienawiści odczuli ojcowie w lutym 1987 roku na pogrzebie matki ojca Nikodema, Weroniki Makarowej. Nie wolno było synowi sprawować żadnych obrzędów pogrzebowych, stał on jak skazaniec za trumną, ani razu z ust proboszcza Żurawicy, Stanisława Burczyka, nie padło słowo, że jest to matka kapłana. Najbardziej przykre było to, że w tej samej świątyni w Żurawicy parę miesięcy temu, przed osiedleniem się w Ujkowicach, ojcowie Nikodem i Atanazy codziennie sprawowali Liturgię, spowiadali wiernych, głosili kazania, chrzcili dzieci i błogosławili związki małżeńskie za zgodą biskupa Tokarczuka i miejscowego proboszcza, Stanisława Burczyka. Zrozumieli ojcowie, że w tym Kościele polityka nienawiści względem Ukraińców-Rusinów jest większa niż prawo ewangelicznej miłości, niż sprawiedliwość i zwykła ludzka uczciwość. Do tego czasu ojcowie łudzili się nadzieją, że ułożą się jakoś stosunki z duchowieństwem rzymskim i greko-katolickim i będą mogli nieść posługi wiernym w obu rytach jak do tej pory, gdyż mieli do tego prawo zagwarantowane im na dokumentach wydanych przez Rzym. Niestety, aby inni nie poszli w ich ślady, należało ojców Nikodema i Atanazego za wszelką cenę poniżyć i wyrzucić z Ujkowic.
Dnia 19 sierpnia 1988 roku na Spasa, ponieważ w Ujkowicach był to prazdnik chramowy w cerkwi, której ruiny stoją do dziś, mieszkańcy wsi Ujkowice za zgodą kurii przemyskiej i swego proboszcza Stanisława Bara, którego brat stryjeczny jest kanclerzem owej kurii, założyli komitet protestacyjny, „aby ratować wioskę przed Ukraińcami, którzy na górze budują” - jak głosiła pierwsza uchwała tegoż komitetu. Nakazano w tym dniu wywiesić polskie flagi z czarną wstążką na znak protestu i hasła umieszczone wzdłuż drogi pisane przez nauczycielkę ze szkoły w Ujkowicach. Hasła głosiły: „Precz z mnichami”, „Protest mieszkańców wsi Ujkowice przeciwko mnichom”, „Nie chcemy zwaśnionej wsi”, „Nie niszczcie dorobku pokoleń”, „Uszanujcie nasze prawa”, i tym podobne. Uchwały nr 1 i nr 2 sporządzone przez katolików z Ujkowic (w Ujkowicach mieszkali tylko sami katolicy) pełne są plugawych oszczerstw, pomówień, oskarżeń, na przykład: „mnisi grożą mieszkańcom wywózką i rozbiórką domów, jak Krzyżacy grabią ziemie Polskie w ramach chrystianizacji, realizują plany z trudnego dzieciństwa, nie chcemy tutaj żadnych mnichów i hinduskich zaklinaczy węży ...”
Jeszcze niedawno, dwa miesiące wcześniej, pewien człowiek z Przemyśla podczas wizyty w Monasterze powiedział: „Trzeba by było, ojcowie, napisać coś o was w gazecie, żeby ludzie dowiedzieli się o waszym istnieniu”. Ojciec Atanazy odpowiedział wtedy: „Nie mamy pieniędzy na reklamę, gdy przyjdzie czas odpowiedni to będą o nas pisać w gazetach”. Nie przypuszczałem, - mówi ojciec Atanazy - że protest spowoduje lawinę artykułów w różnych gazetach w kraju i za granicą. Protest rozpoczął się w piątek, 19 sierpnia, a już w niedzielę przypadkowo (?) złożyli nam wizytę duchowni z USA z których jeden był redaktorem gazety cerkiewnej na całą Amerykę.
Duchowy zwrot z żalu i zawodu, jaki w pewnym stopniu spotkał ojców z powodu odrzucenia i zszargania ich kapłaństwa nastąpił na policji w Przemyślu, w nocy z 18 na 19 sierpnia 1988 roku. Powiadomieni przez chłopców z Ujkowic, że jutro będzie najazd na Monaster i będą burzyć mury, ojcowie udali się na policję aby złożyć raport i szukać tam pomocy. W drzwiach na posterunku spotkali kobietę, która odezwała się do nich po ukraińsku: "Sława Isusu Chrystu!" i nie czekając na odpowiedx dodała: "Chto z Bohom, tomu Boh dopomożet" i wyszła z budynku. Wracając z policji około 1 w nocy doszło do nich pytanie: "Dlaczego wy, mnisi, szukacie obrony na policji, gdzie jest wasza wiara, ja sama będę was bronić, ponieważ posłałam was do Ujkowic i mnie poświęciliście ziemię na własność i mnie oddaliście mury wznoszonego Monasteru abym ich chroniła od wrogów widzialnych i niewidzialnych". Po tych słowach pokój zapanował w ich sercach i nie lękali się już mającego odbyć się najazdu. Rzeczywiście, w osobie kobiety na policji mnisi widzą samą Bogarodzicę, która ostrzegła ich i wskazała drogę szukania ratunku. Spokój duchowy, jaki wtedy zapanował w ich sercach jest dla nich dowodem, że nie było to złudzenie i czysto ludzki przypadek.
Nazajutrz kilka traktorów z wozami na których były drabiny i drągi i których siedziało po kilku mężczyzn wyjechało z dolnych Ujkowic i zajechało przed Monaster. Bramy jeszcze nie było a pozostawiony jedynie otwór w którym stanęli ojcowie Nikodem i Atanazy czekając na to, co miało nastąpić. Na widok nadjeżdżających protestujących mężczyzn, na czele których jechał kościelny z Ujkowic jako przedstawiciel parafii (proboszcz tego dnia wyjechał na urlop aby nie być posądzonym o udział w proteście) mnisi uczynili na sobie znak krzyża. Na ten widok wielu mężczyzn zasłoniło swoje twarze, inni schowali się za deskami wozów, tylko jeden wypiął tyłek w kierunku mnichów klepiąc się w niego. Przejechali drogą nie wyrządzając nikomu nic złego. Spokój duchowy od spotkania z Niewiastą trwał dalej i nie sposób opisać go w tej relacji.
W nim mnisi dalej budowali swój Monaster. Kopali fundamenty pod ogrodzenie z betonu długie na 650 metrów, wysokie na 2 metry, wybudowali budynek gospodarczy i magazyn na zboże, w części niedokończonej stajni wybudowali mieszkanie po zawaleniu się końskiej stajni w stodole, gdzie przeżyli pierwszą zimę. Pomimo ciągłych ataków sołtysa, który twierdził: "Będę z nimi walczył do śmierci" (nie przewidział tego, że po kilku miesiącach umrze), pomimo wrogiego nastawienia władz gminnych w Przemyślu, które utrudniały jakiekolwiek działania, na przykład dopuszczono komitet protestacyjny wsi Ujkowice jako stronę w postępowaniu o wydanie zezwolenia na budowę ogrodzenia i budynku mieszkalnego. Papierowa wojna w gminie trwała kilka lat. Niszczyły się materiały budowlane, ojcowie tracili czas na ciągłe spory z urzędnikami nakręcanymi przez Kościół rzymsko-katolicki, ciągle rosły ceny a cel miał być jeden - "wygnać mnichów z Ujkowic, niech się sami stąd zabiorą".
Protest z sierpnia 1988 roku wszczęty w okresie obchodów tysiąclecia chrztu Rusi miał być jednym z elementów dezaprobaty obecności Prawosławia na Podkarpaciu. Izolacja mnichów z Ujkowic w środowisku religijnym, zastraszanie dzieci i młodzieży aby nie kontaktowały się "z szatanistami zjadającymi kocie serca", według słów rzymsko-katolickiego proboszcza z Maćkowic, zastraszanie ludzi chodzących do mnichów znanymi sloganami: "Nie dopuszczę do pierwszej komunii", "Nie dam ślubu", "Nie pochowam", było na porządku dziennym. Nie wszyscy jednak wierzyli ślepo swoim księżom. Pamiętali ojców z Żurawicy, pamiętali płomienne kazania ojca Nikodema, które wspominają do dziś. Sami stawiali sobie pytanie: "Co zrobili ci ojcowie, że nasi księża tak ich nienawidzą, przecież oni nic złego nie zrobili, jedyny ich grzech to budowa wschodniego Monasteru". Tego typu działania zbliżyły ojców do Prawosławia.
Te znamienne słowa skierowane do ojców Nikodema i Atanazego wypowiedział prawosławny biskup Adam, po uroczystościach w Kalnikowie z okazji tysiąclecia chrztu Rusi. Ojcowie czuli duchową potrzebę zbliżenia się do Prawosławia, choć nie wiedzieli jeszcze, jak to zrobić. Intuicyjnie odwiedzali pobliskie cerkwie prawosławne z okazji świąt. Za to spotykały ich oskarżenia, że nie utrzymują kontaktów z greko-katolikami ale chodzą do schizmatyków, choć wcześniej wszystkim zabroniono kontaktować się z mnichami. Serdeczne i ojcowskie podejście biskupa Adama otworzyło mnichom z Ujkowic zamkniętą dotąd bramę w kierunku innej rzeczywistości. Dziś z perspektywy czasu sami ojcowie oceniają ten okres jako dorastanie i dojrzewanie do podjęcia ważnej decyzji w życiu: w którym kierunku mają pójść? Czy poddać się propozycji kardynała Glempa i wyjechać znów do Ameryki, czy oddać Monaster ukraińskim studytom a samemu wyjechać na Ukrainę, jak proponowano i zaprzepaścić całą ideę Cyrylo-Metodiańską na Podkarpaciu, czy raczej przyjąć prawosławną jurysdykcję w Polsce? Czy jednak Cerkiew Prawosławna w Polsce zaakceptuje ich, doceni dotychczasowy wkład w budowę Monasteru, czy pozwoli kontynuować rozpoczęte dzieło w duchu Cyrylo-Metodiańskim?
W roku 1985 obchodzono uroczyście 1100 rocznicę śmierci św. Metodego. Monaster w Ujkowicach według zamysłów jego założycieli i fundatorów, ojców Nikodema i Atanazego, miał być pomnikiem wzniesionym ku czci tym świętym Apostołom Słowian i jednocześnie pomnikiem martyrologium słowiańskiego Kościoła.
W roku 1995 będzie już 1110 lat od tego wydarzenia, od którego rozpoczęło się palenie cerkwi Cyrylo-Metodiańskich, palenie ksiąg słowiańskich, różne zakazy kościelne a nawet sprzedawanie duchownych na targach niewolników w Wenecji. Ten nieszczęsny proces na ziemi podkarpackiej trwa do dziś i nie ominął nawet powstającego Monasteru Cyrylo-Metodiańskiego w Ujkowicach. Te 10 lat oczekiwania że coś się zmieni, że Kościół w Polsce zmieni taktykę w stosunku do Wschodu, nie przyniosło rezultatu. Nie było widoków na zmianę mentalności.
Dokładnie 10 lat minęło od pamiętnej wizyty ojców Nikodema i Atanazego u kardynała Glempa w Warszawie dnia 29 czerwca 1984 roku. Równe 10 lat później, 29 czerwca 1994 roku w Sanockiej Katedrze Trójcy Świętej zgodnie z kanonami Prawosławnej Cerkwi, po wypełnieniu wszystkich warunków i wymogów stawianych przez Komisją Synodalną ojcowie ihumen Nikodem i hieromnich Atanazy oraz bracia z ujkowickiego Monasteru zostali uroczyście przyjęci na łono Cerkwi Prawosławnej w czasie świętej Liturgii, sprawowanej przez Prawosławnego Ordynariusza Przemysko-Nowosądeckiego Kyr Adama (Dubeca) w obecności duchowieństwa diecezjalnego i licznych wiernych. W tym też dniu Władyka Adam wydał odpowiednie dokumenty erygujące Monaster zgodnie z kanonami Kościoła Prawosławnego, mianował znów ojca ihumena Nikodema Przełożonym wspólnoty i całego Monasteru i powiadomił władze duchowne i świeckie o fakcie zjednoczenia Monasteru z Prawosławiem.
Zakończył się w ten sposób dziesięcioletni okres cierpienia i oczekiwania na lepsze. Dotąd byli ojcowie dla władz gminnych tylko rolnikami, dla duchownych katolickich - sektą. Czy zmieniło się coś rzeczywiście na lepsze? Od przejścia na Prawosławie zaczęła się burza pomówień i oskarżeń o zdradę "polskości", o zdradę "prawdziwego Kościoła katolickiego", o moskofilstwo i wiele innych nieuzasadnionych zarzutów, które praktycznie trwają do dziś. Co zyskali ojcowie przechodząc do Prawosławia? "Otrzymaliśmy - mówią oni - wewnętrzny spokój i silne przekonanie o prawdziwości Kościoła Prawosławnego jako Jednego, Świętego i Apostolskiego. Otrzymaliśmy radość z przynależności do wielkiej rodziny mnichów prawosławnych, do wielkiej rzeszy świętych podwiżników, wyznawców i męczenników dla których Ortodoksja oznacza to samo, co Chrystus. Zdrada Ortodoksji to zdrada Chrystusa. Świadomość, że po tylu latach dojrzeliśmy do tej chwili, że staliśmy się częścią Ortodoksyjnego Kościoła napawa nas wielkim pokojem i radością. To nie oznacza, że dawni wrogowie będą nas teraz kochać, że wszystko będzie usłane różami. Droga za Chrystusem wymaga cierpienia, krzyża i ofiary. Jesteśmy tego świadomi, że nawet w Prawosławiu wielu nas nie zrozumie, że wielu będzie patrzeć na nas podejrzliwie, a nawet nas zwalczać. Musimy ciągle pamiętać słowa Chrystusa, który powiedział: Królestwo moje nie jest z tego świata ... Jeżeli Mnie prześladowali i was prześladować będą.... Nie może być uczeń większy od Mistrza ..."
Warto przy tej okazji wspomnieć inną literę z Bożego alfabetu. Przed święceniami kapłańskimi w Chicago biskup Innocenty zadzwonił do ojców Nikodema i Atanazego z poleceniem aby szybko wybrali sobie cytat na ikonki, które miały być drukowane z okazji święceń. Przed drzwiami biskupa ojcowie porównali swoje teksty i ze zdziwieniem stwierdzili, że obaj mają ten same słowa Chrystusa wypowiedziane na górze błogosławieństw: "Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znieważać będą i wypędzać, i gdy z mówić będą wszelkie złe słowo na was z powodu Mego Imienia. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie." Zdumieni byli ojcowie tym cytatem i sam biskup Innocenty, który nakazał wydrukować te słowa na pamiątkowych ikonkach. Ojcowie po przybyciu do Ujkowic umieścili te słowa na bramie jako zapowiedź tego, co zostało im zgotowane w Ujkowicach. Świadomość tego otrzymali już w Chicago, w dniu święceń kapłańskich. To też litera z Bożego alfabetu.
Kontakty ojców Nikodema i Atanazego z Prawosławiem na Podkarpaciu nie były częste. Wojny papierowe z urzędnikami, troska o zdobycie środków do życia, własnoręczne wykonywanie wszelkich prac w polu, w gospodarstwie i na budowie nie sprzyjało wyjazdom i prowadzeniu życia towarzyskiego. Do tego jeszcze dochodziło pragnienie samotności i autentycznego życia mniszego na którego wzorce ojcowie patrzyli w Ziemi Świętej obserwując mnichów etiopskich, koptyjskich, ormiańskich czy greckich. Stałe kontakty utrzymywali przecież z mniszkami monasteru św. Marii Magdaleny w Jerozolimie. Troicki Monaster z Jordanville w USA przysyłał do Ujkowic literaturę, z której ojcowie czerpali wiadomości na temat Prawosławia. Ojciec Archimandryta German z Platiny w Kalifornii przysyłał do Ujkowic "Ruskij Połomnik", który stał się elementarzem życia duchowego i monastycznego dla mnichów w Ujkowicach. Pozornie zagubieni na końcu wioski, otoczeni morzem wrogiego i zwalczającego ich katolicyzmu, znani byli przecież nie tylko w Ziemi Świętej ale i w Ameryce i Kanadzie, skąd przyjeżdżało do Ujkowic wiele osób, podziwiając to, co robią dla chwały Bożej. Na przykład znamienny był przyjazd redaktora gazety dla Kościołów orientalnych w Ameryce w niedzielę, trzy dni po rozpoczęciu protestu w Ujkowicach, który nic o tym wcześniej nie wiedział. Fotografie wywieszonych haseł i treść uchwały komitetu protestacyjnego przeciwko mnichom znane były w całej Ameryce już za tydzień, a po następnym tygodniu Rzym zareagował wysłanym do nas listem przez wizytatora białoruskiego z Londynu Aleksandra Natsona, z zapytaniem, co się dzieje w Ujkowicach, bo on takie samo pytanie otrzymał z Rzymu, gdy gazeta amerykańska opublikowała ujkowicki protest. W oczach wielu duchownych łacińskich winę za ten "bałagan" ponoszą "ruscy popi" z Ujkowic, którzy "na naszym terytorium budują moskiewskie prawosławie jako forpoczty Moskwy. Czego więc chcą jeżeli prawowierni obywatele Ujkowic chcą ich wyrzucić ze swojej wioski? Kto prosił ich o to, aby osiedlali się pod Przemyślem? Niech jadą do Moskwy!"
Wobec takich postaw ojcowie postanowili nie czekać, że coś się zmieni na lepsze. Uzgodnili z biskupem Adamem, że napiszą prośbę do Świętego Synodu P.A.K.P. o przyjęcie ich i Monasteru na łono Cerkwi Prawosławnej w Polsce. Pisali długo swoje życiorysy i motywacje. Ojciec Nikodem wspomina, że jego motywacja wynosiła kilka stron maszynopisu, pisał całą noc. Rano mieli jechać do Warszawy aby złożyć prośbę na ręce Jego Błażeństwa Bazylego Prawosławnego Metropolity Warszawskiego i całej Polski. Nad ranem zmęczony ojciec Nikodem odłożył wielostronicowe pismo i krótko napisał: "Polskie Prawosławie znamy tak, jak przez dziurkę od klucza ..."
Ojcowie wspominają: "Po przyjeździe do Warszawy zastaliśmy Metropolitę śpiewającego na klirosie, który po Liturgii udał się do siebie na górę, w ogóle nie zwracając na nas uwagi.
Poszliśmy za nim do jego apartamentu i dopiero na górze rozłożył ręce, ucałował nas serdecznie i powiedział: Ojcowie, trochę o was słyszałem, ale znam was tak, jak przez dziurkę od klucza ... Te słowa były dla nas następną literą w Bożym alfabecie. Wiedzieliśmy, że jest to znak od Boga, że wybraliśmy właściwą jurysdykcję."
Wiosną 1994 roku przybyła do Ujkowic Komisja Św. Synodu na czele z Jego Wysokopreoswjaszczeństwem Sawą, arcybiskupem Białostocko-Gdańskim i Jego Preoswjaszczeństwem Adamem, biskupem Przemysko-Nowosądeckim, która podpisała z mnichami z Ujkowic porozumienie w sprawie przystąpienia Monasteru w Ujkowicach i jego mieszkańców do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego.
Początkowo ojcowie Nikodem i Atanazy żyli w Ujkowicach sami. Ta dwójka "ruskich mnichów" tak wrosła się w krajobraz Ujkowic i Przemyśla, że dziś gdy jest ich dziesięciu wśród ludzi spotykających ich na ulicy, w sklepie, w urzędzie, często słyszą: "To ci dwaj z Ujkowic". Nawet prawosławni podjęli tę frazę i w kalendarzu prawosławnym długo pisano: "Przełożony Archimandryta Nikodem i brać zakonna, ihumen Atanazy". A może to znak od Boga? W tradycji Cyrylo-Metodiańskiej posyłano uczniów po dwóch na wzór swoich Mistrzów - Cyryla i Metodego. Do Ujkowic Bóg przysłał "tych dwóch" aby kontynuowali tradycję Cyrylo-Metodiańską, aby byli jej wierni, aby nie spodziewali się laurowych wieńców od ludzi.
Bóg potwierdził to rozumowanie pismem Jego Błażeństwa Bazylego z okazji przyjęcia do Prawosławia. Metropolita Bazyli pisał do ojców Nikodema i Atanazego: "Święty Cyryl przed śmiercią mówi do swego brata Metodego - Oto bracie byliśmy parą wołów w zaprzęgu Chrystusa jedną bruzdę orząc. - Dziś - pisze Metropolita - Cerkiew Prawosławna w Polsce daje wam, ojcowie, ten pług abyście orali bruzdę Cyrylo-Metodiańską, którą zasypały wiatry historii..." "Skoro św. Cyryl miał świadomość, że razem z bratem są tylko wołami w zaprzęgu Chrystusa, to czy my - mówią ojcowie - możemy być lepsi od naszych Ojców, Cyryla i Metodego? Przysłowie ludowe głosi: "Oj, niestety, nie pasuje wół do karety". My jak woły w zaprzęgu Chrystusa, jak sami Cyryl i Metody, nie będziemy odbiegać od tego wzorca. Wołom zakłada się jarzmo i pędzi do roboty. Na parady używa się innych zwierząt. Może i dlatego niektórzy uważają Monaster w Ujkowicach za miejsce ciężkiej pracy. Jeden z mnichów nawet powiedział: "Są monastery, i są pegeery", mając na myśli Monaster w Ujkowicach jako pegeer."
Święty Paweł zachęca wiernych do wstępowania w jego ślady, mówiąc: "Kto nie chce pracować, niech też nie je". To hasło ojcowie od samego początku wprowadzają w życie, sami zarabiając na chleb powszedni, sami uprawiają gospodarstwo rolne aby mieć z niego środki do życia. Monaster nie ma stałych wiernych, parafii, która utrzymywała by mnichów. Cała Diecezja Przemyska liczy tyle wiernych, ile przeciętna parafia prawosławna w Białymstoku. Ojcowie Nikodem i Atanazy świadomi byli ogromu prac i trudności, jakie ich czekają. Kilka lat samotności nauczyło ich ufać tylko Bogu a wszystkie problemy duchowe i materialne przedstawiać Przeczystej Bogarodzicy, Którą obrali sobie za Ihumenię nowo powstającego Monasteru i jak twierdzą, nigdy się nie zawiedli. Często ludzie zadają pytanie: "Kto wam dopomaga, skąd macie pieniądze?" Ojcowie odpowiadają: "Od naszej Ihumenii, Ona troszczy się o nas i zdobywa środki na budowę i utrzymanie mnichów. Gdy przekonała się, że Jej ufamy, wtedy posłała nowych kandydatów, aby nam pomagali."
Pierwszym mnichem jest brat Antoni, z rodzinnych stron ojca Atanazego. Przyjechał do pomocy przy budowie i został. Dziś jest już mantijnym mnichem.
Chłopiec z Ujkowic, który 5 lipca 1986 roku pokazał drogę do właściciela gospodarstwa zakupionego później pod Monaster, to późniejszy brat Mikołaj, który był przed wstąpieniem do Monasteru kilkukrotnym złotym medalistą w podnoszeniu ciężarów. Dziś przyjął na siebie ciężar życia mniszego wraz z całą rodziną z Ujkowic, która przeszła na Prawosławie i znosi różne upokorzenia od sąsiadów-katolików.
Wraz z pielgrzymami z białostocczyzny i Podlasia przybywa do Monasterów wielu chłopców, którym podoba się życie monastyczne surowe i pełne pracy według tego, co widział święty Pachomiusz u Anioła i który do niego powiedział: "Niech ręce twoje będą zajęte pracą a umysł i serce Bogiem". Nie przestraszyła więc fizyczna praca brata Mojżesza z Białegostoku i brata Sofroniusza z Hajnówki. Dołączył wkrótce do ich grona brat Gorazd z Hajnówki a w ostatnim czasie Piotr z Warszawy, urodzony w Drohiczynie i pierwszy Łemko ze Żdyni koło Gorlic, Bogdan. Wszyscy bracia codziennie zdają egzamin, jak woły ciągnąc pług Cyrylo-Metodiański, wypełniając testament Błażennijszego Metropolity Bazylego.
Do wstąpienia do Monasteru przygotowują się nowi kandydaci. Jak twierdzą ojcowie nie opuścili jednej Służby Bożej bez modlitw o powołania do stanu mniszego. "Wierzymy - mówią ojcowie - że Bóg pośle wielu robotników na żniwo swoje ale trzeba Go o to prosić z wiarą według zasady: Jak się modlicie, tak otrzymacie."
Historia Monasteru w Ujkowicach nie ma zakończenia, ponieważ tworzy się ona każdego dnia w modlitwie, w ciężkiej pracy mnichów, w ich bezgranicznym zaufaniu Bogarodzicy, którą nazywają Swoją Ihumenią. Praktycznie każdego roku dokupują kawałek ziemi i powiększają ziemską własność Bogarodzicy na ujkowickiej górze. Jakie zadania stoją przed Monasterem, tego sami nie wiedzą. Są mocno przekonani, ze w tym Monasterze wielu ludzi, tak jak oni, odnajdą Prawosławie, odnajdą spokój duchowy i stabilność wartości niewymiennych, które zawarte są w skarbnicy Prawosławia. Uważają Monaster w Ujkowicach za strażnika i spadkobiercę tradycji Cyrylo-Metodiańskiej na Podkarpaciu. Fenomen Monasteru w Ujkowicach nie powstał "za biurkiem", nie jest zachcianką ludzi, którzy chcieliby bawić się w Prawosławie, ale jest owocem wiary, zaufania bezgranicznego Bogarodzicy i ukochania nade wszystko życia monastycznego przez ludzi, którzy chyba zdali egzamin jak dotąd i pociągnęli za sobą naśladowców. Owocem ich pracy są dzieci duchowe z różnych stron Polski i z zagranicy, które szukają u ojców w Ujkowickim Monasterze duchowego kierownictwa.
"W życiu monastycznym znaleźliśmy cel naszego powołania, najkrótszą drogę na Golgotę za Chrystusem, sens życia ludzkiego i te rady dajemy każdemu, kto pragnie więcej, kto szuka doskonalszego życia. Radość odnalezioną w monastycyźmie prawosławnym pragnęlibyśmy przekazać wszystkim smutnym, żyjącym w beznadziejności, nie znajdujących w chrześcijaństwie nic dobrego dla siebie. Jak ją zdobyć? - zapytacie, odpowiemy wam: Przyjdźcie do Ujkowic, do domu Bogarodzicy, i resztę zobaczycie sami. Musicie się stać czystą woskową świecą, która w codziennej ofierze z siebie będzie się spalać dla Boga i bliźniego, wydzielając przy tym ciepło miłości, światło Ortodoksji i przyjemną woń dobrych uczynków. To daje prawdziwą radość. Taki jest cel budowania Monasteru w Ujkowicach." - twierdzą ojcowie.
Archimandryta Nikodem
i Ihumen Atanazy z braćmi
Dnia 24 maja 1995 roku sprawowana była pierwsza Boska Liturgia przez Władykę Adama, Prawosławnego Biskupa Przemysko-Nowosądeckiego, który wraz z duchownymi przemyskiej Eparchii odsłużył pierwszy raz liturgię w Ujkowickim Monasterze. Z tej okazji zostały ustawione krzyże na placu przed cerkwią upamiętniające to wydarzenie. Wtedy też ojciec ihumen Nikodem został podniesiony do godności Archimandryty a ojciec Atanazy do godności Ihumena.
Rok później na prazdnik św. Cyryla i Metodego do Ujkowic przybył sam Jego Błażeństwo Metropolita Bazyli, Jego Preoswiaszczeństwo biskup Adam, Władyka Jeremiasz z Wrocławia, Władyka Abel z Lublina, Władyka Augustyn ze Lwowa. Poświęcono wtedy 6 dzwonów; największy "św. Mikołaj" o wadze 700 kilogramów.
W styczniu 1998 roku spotkało Monaster wielkie szczęście. Dotarła do nas w przedziwny sposób stara ikona Watopedzkiej Bogarodzicy, pisana na Górze Atos dla Rosji. Przeszła poniewierkę po rewolucji bolszewickiej a w ostatnich latach wykupiona została na bazarze w Moskwie, przywieziona do Polski i podarowana do Monasteru w Ujkowicach w bardzo trudnym momencie, gdy miejscowe władze, chcąc zniszczyć Monaster Prawosławny w Ujkowicach, robiły wszystko aby ojca Archimandrytę Nikodema wsadzić do więzienia pod byle jakim pretekstem. Kiedy zdawało się, że piekło wylewa na Monaster całą wściekłość, wtedy pojawiło się pocieszenie płynące z cudotwórczej ikony Watopedzkiej Bogarodzicy. Znów wrócił duchowy pokój, podobny jak w czasie najazdu na Monaster w 1988 roku. Znów po upływie równo dziesięciu lat! Znów nowa litera w Bożym alfabecie. Przed ikoną kilka osób zostało uzdrowionych z raka. Wiele też innych łask otrzymują wierni, nie tylko mnisi, którzy przybywają do tego Monasteru.
Jedną z takich specjalnych łask to wypraszane potomstwo na tym miejscu dla rodzin czekających wiele lat na dziecko. Takich uproszonych dzieci w Monasterze jest już kilkanaście. Nie bez przyczyny ikona Watopedzka pochodzi z Monasteru zwanego "Krzewem Dziecka".
"Zbierając te wszystkie dary, darmo dawane nam przez Bogarodzicę, postanowiliśmy - mówi ojciec Archimandryta Nikodem - uczcić jubileusz 2000 lat naszego zbawienia wybudowaniem Katolikonu, głównej świątyni monasterskiej, pod wezwaniem Cudownej Ikony Watopedzkiej Bogarodzicy zwanej "Pocieszeniem i Dobrą Radą". Błogosławieństwa na to dzieło udzielił nam Władyka Adam. Dnia 24 maja 1999 roku został poświęcony krzyż na miejscu, gdzie stanie przyszła świątynia, oraz kamień węgielny, założony w miejscu przyszłego ołtarza, przysłany nam przez mnichów z Góry Atos."
W odpowiedzi na list mnichów z Ujkowic do Monasteru Watopedzkiego, informującego o ikonie i zamiarach budowy nowej świątyni pod wezwaniem Watopedzkiej Ikony Bogarodzicy - mnisi Watopedzcy przesłali do Ujkowic kopię ich ikony Pocieszenia i Dobrej Rady, części moszczi dwóch świętych - Agapita i Nikodema Watopedzkich i kamień z Watopedu z prośbą aby wmurować go w ścianę przyszłego Katolikonu na znak duchowej jedności obydwu Monasterów. W ten sposób Ihumenia ze Świętej Góry Atos przybyła osobiście do Ujkowic przez ruskie ziemie w Swojej Watopedzkiej Ikonie, aby objąć w posiadanie Swoje Dziedzictwo, które ojcowie Nikodem i Atanazy poświęcili Jej w dniu kupna ziemi pod Monaster. Nie spodziewali się, że ich ofiara będzie przyjęta przez samą Bogarodzicę tak ochotnie i potwierdzona wieloma znakami Jej obecności na górze ujkowickiej.